To działania idące w przeciwnych kierunkach: jedno ma budować kapitał w kraju, drugie karać poniekąd za to, że powstał lub zainwestował w Polsce, a nie gdzie indziej.
PPK mają zachęcić do budowy krajowych oszczędności, które pomogą finansować inwestycje w naszej gospodarce. Zmobilizują obywateli do odkładania pieniędzy na starość, a zatrudniające ich firmy nakłonią do wsparcia tego wysiłku.
Biznes nieco na te dodatkowe wydatki kręci nosem, ale z drugiej strony sam będzie z kapitału z PPK korzystał, kiedy ten wreszcie popłynie na giełdę. Dla warszawskiego parkietu, który obumiera od czasu zdemolowania OFE przez poprzednią władzę, PPK będą kołem ratunkowym rzuconym dosłownie w ostatniej chwili. Dlatego szkoda, że przekonywanie członków rządu do nowego programu trwało bardzo długo i projekt miesiącami tkwił w blokach startowych.
Kontrastuje to z pośpiesznym tempem prac nad wprowadzeniem exit tax. Myto nakładane na firmy i zamożnych ludzi wyprowadzających się z Polski ma obowiązywać już od 1 stycznia 2019 r. Dotknie nie tylko korporacji przenoszących siedzibę z przyczyn podatkowych, ale np. także zdolnych (i zamożnych) menedżerów, którzy wyjeżdżają za granicę, bo awansują w strukturach firm międzynarodowych.
Dla zagranicznych firm rozważających inwestycje w Polsce exit tax to powód, by ponownie przemyśleć biznesplan. Dla polskich przedsiębiorców, którzy działają w kraju za pośrednictwem firm zarejestrowanych w Holandii czy Luksemburgu – dowód, że mieli nosa, nie przenosząc ich na ojczyzny łono.