Polacy mają więcej dochodów rozporządzalnych, ale wolą trzymać oszczędności w bankach, nawet ponosząc straty. To częściowo efekt awersji do ryzyka (w pamięci są wydarzenia z kryzysu lat 2008–2009), chęci posiadania większej poduszki płynności oraz patrzenia przez pryzmat zwrotów nominalnych, bez korekty o inflację i podatek.
– W grupie PKO BP, która z udziałem ponad 20 proc. jest liderem rynku funduszy inwestycyjnych dla klientów indywidualnych, nie widzimy przełomu pod względem kierowania płynności klientów do TFI. Nie obserwujemy istotnego wzrostu sprzedaży produktów inwestycyjnych, utrzymuje się ona na stabilnym poziomie – mówi Rafał Kozłowski, wiceprezes PKO BP.
Czytaj także: W co inwestować, żeby inflacja nie pożarła naszych zysków
Poprawę w zakresie sprzedaży widzą m.in. Santander Bank Polska, Pekao i BNP Paribas. Jednak na całym rynku nie widać ożywienia. Od stycznia do listopada 2019 r. do TFI wpłynęło netto 1,7 mld zł nowych środków, a w analogicznym okresie 2017 r. prawie dziesięciokrotnie więcej.
– Rynki akcji, w tym polski, powinny przynieść inwestorom interesujące stopy zwrotu, co w połączeniu z ciągle niskimi stawkami depozytów i wyższą inflacją powinno skłonić do łaskawszego spojrzenia na TFI – mówi Jarosław Skorulski, prezes BNP Paribas TFI.