Sejm nie dopuścił we wtorek do uzupełnienia porządku obrad o projekt ustawy o związkach partnerskich. PO się podzieliła, ale większość jej posłów, w tym niemal cały rząd, zagłosowała za odrzuceniem projektu.
Takie działanie burzy lansowany ostatnio przez premier Kopacz obraz liberalnej światopoglądowo i niewchodzącej w sumienia Polaków PO. Choć liderzy partii przekonywali, że posłowie sprzeciwiający się m.in. in vitro wylecą z list, to na razie krzywda im się nie dzieje. Przeciwnie, konserwatywna posłanka Joanna Fabisiak dostała miejsce lepsze niż cztery lata temu.
Dlaczego? Bo ostateczny kształt list będzie zależał od wyniku wojen frakcyjnych, a nie oceny pracy posłów. Z sondaży wynika, że tym razem PO zdobędzie mniej mandatów, dlatego walka jest tak zażarta.
Propozycje list zaakceptowały już regionalne rady PO. Największą rolę odgrywają w nich lokalni baronowie, z których wielu to skompromitowani aferami byli ministrowie związani z tzw. spółdzielnią. Cezary Grabarczyk (miał problemy związane z pozwoleniem na broń) czy Andrzej Biernat (CBA dopatrzyła się nieprawidłowości w jego oświadczeniu majątkowym) nie zamierzają jednak wycofywać się z polityki ani ustępować miejsca innym. Niemal wszyscy baronowie, którzy stali się negatywnymi bohaterami taśm, umieścili się na wyborczych jedynkach.
Nie są to jednak decyzje ostateczne. Te podejmie zarząd krajowy partii, a później zaakceptuje rada krajowa. Baronowie przekonują, że Kopacz rewolucji nie zrobi, bo to oni mają większość w zarządzie.