AgroUnia może zaburzyć spokój Jarosława Kaczyńskiego i trwale przemodelować scenę polityczną. Na terenach poza dużymi i średnimi miastami Kaczyński do tej pory nie miał u wyborców alternatywy.

PSL przestało się liczyć na terenach wiejskich, a PiS cały czas pozyskiwało tam nowych wyborców, jak w ostatniej kampanii prezydenckiej. Tam była i jest polityczna rezerwa na przyszłe wybory. PiS ustawiło się w roli ambasadora terenów wiejskich. Przełomem – negatywnym – była ubiegłoroczna próba przeforsowania „piątki dla zwierząt". Rolnicy po raz pierwszy od 2015 r. poczuli, że ich partia zaczyna wtrącać się do tego, jak żyją i pracują. Kolejne czynniki ważne w tej historii to rozprzestrzenianie się ASF oraz ptasiej grypy. AgroUnia i jej lider Michał Kołodziejczak zaczęli przechwytywać gniew rolników. Robią to metodami spektakularnymi – jak niedawne protesty przed Ministerstwem Rolnictwa, blokady w Srocku czy na Helu. PiS reaguje na AgroUnię chłodno, zwykle ignorując lub bagatelizując protesty, ale jednocześnie zerka na to, co Kołodziejczak postuluje. Tylko w ubiegły piątek premier Mateusz Morawiecki zapowiedział nowe rozwiązania legislacyjne łagodzące rolnikom skutki klęsk żywiołowych.

AgroUnia przekształca się powoli w ruch polityczny. Michał Kołodziejczak wzywa na debatę Donalda Tuska, odwiedza Rzeszów pod koniec lokalnej kampanii wyborczej i wzywa do głosowania przeciwko PiS. Komunikuje się poprzez media społecznościowe, omijając te tradycyjne. Dla PiS sytuacja, w której powstaje partia tak blisko jego rdzeniowego elektoratu, jest poważnym zagrożeniem i wyzwaniem. Do tej pory żadna siła opozycyjna nie potrafiła się tak bezpośrednio ustawić w tak kluczowej dla PiS przestrzeni. Kołodziejczak mówi wprost, że PiS-owi wieś odbije. Rozpoczął kampanię polityczną i chociaż ma bogatą paletę zagrań, to jego metody coraz bardziej przypominają te z repertuaru lidera politycznego, który kieruje emocjami swojego zaplecza i wyborców.

Oczywiście to dla niego samego ogromne wyzwanie, bo jeszcze nie ma dużego doświadczenia. Ale dla PiS – zupełnie nowe zagrożenie. Pytanie, jak w tej sytuacji ustawi się opozycja. Czy będzie próbowała włączyć Michała Kołodziejczaka w swoje szeregi, czy też będzie próbowała odbić chociaż fragment wsi i małych miasteczek PiS-owi za pomocą własnych metod i zasobów, być może ustawiając w tej roli PSL? Donald Tusk wykonał już plan minimum. Ustawił – przynajmniej na ten moment – PO jako siłę rozgrywającą na opozycji. To nie było zresztą zaskoczeniem. Tuskowi musi przecież chodzić jednak o coś więcej, niż tylko o wykonanie minimalnej roboty i gromadzenie wokół PO jej rozproszonego dawniej elektoratu. Czy w jego orbicie znajdzie się i Kołodziejczak, jako szansa otwarcia się na wyborców PiS? Polityczne lato w Polsce jeszcze nigdy nie było takie gorące.