Jeśli symbolem zakończonego XIX Konkursu Chopinowskiego ma być jego zwycięzca, 27-letni Amerykanin Eric Lu, to nie jest to najszczęśliwszy wybór. Nie ujmując mu talentu oraz umiejętności i wrażliwości, jednak trudno go porównywać ze zwycięzcami XXI wieku – z Rafałem Blechaczem, Yulianną Avdeevą, Seong Jin Cho czy Bruce’em Lee, którzy przed swoim triumfem byli postaciami nieznanymi w Polsce, a tym bardziej w świecie, a potem ich kariery dzięki Konkursowi wspaniale się rozwinęły.
Na ich tle Eric Lu jest postacią nieco wyeksploatowaną. Po zdobyciu w Warszawie w 2015 r. IV nagrody, potem odniósł różne sukcesy, ma kontrakt fonograficzny z Warnerem, sporo koncertuje. Konkurs Chopinowski będzie więc teraz inwestował w artystę wielokrotnie już wykorzystanego. Stwierdzenie to nie podważa werdyktu i kompetencji starannie dobranego jury. A jego przewodniczący, Garrick Ohlsson, zwycięzca z 1970 r., to jeden z największych autorytetów chopinowskich na świecie, z otwartością obserwujący poczynania nowych pianistycznych generacji.
Dla kogo regulamin jest łaskawy
Problem tkwi w tym, o czym mówiono już przed rozpoczęciem tegorocznego Konkursu. Jego regulamin dopuszcza do udziału w nim bez eliminacji laureatów ważnych międzynarodowych konkursów, co niewątpliwie uatrakcyjnia i podnosi poziom warszawskiej rywalizacji. Szczególnie są tu faworyzowani nasi pianiści, co nie przekłada się potem na chopinowskie sukcesy Polaków. Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest klauzula dopuszczająca start bez eliminacji tym, którzy różne nagrody zdobyli nawet 10 lat temu. A przecież po upływie dekady można grać lepiej, ale też i znacznie gorzej, albo po prostu popaść w rutynę, która dla muzyki bywa zabójcza. Może też warto dodać zapis, że zdobyta na Konkursie Chopinowskim jedna z głównych nagród uniemożliwia starania o kolejną.
Konkurs Chopinowski jest imprezą globalną
Konkurs Chopinowski, który za dwa lata obchodzić będzie swoje stulecie, chroni wartości, które legły u podstaw jego utworzenia w 1927 r.. Ale trzeba przyznać, że nieustannie zmienia się, idąc z duchem czasu, co w tej edycji było widać szczególnie. I nie chodzi wyłącznie o to, co powiedziała w jednym z wywiadów jurorka prof. Katarzyna Popowa–Zydroń, że Konkurs zmierza trochę w stronę muzycznego „Big Brothera”, takiego medialnego show. Uczestnikom i jurorom przez cały czas towarzyszyły bowiem nieustannie wszędobylskie kamery.