Jeszcze przed kilkoma laty wśród ofert pracy publikowanych w internecie dominowały te skierowane do specjalistów i menedżerów, którzy byli najlepiej oswojeni z nowymi technologiami i mieli na co dzień dostęp do komputera. Dzisiaj, w czasach powszechnego mobilnego dostępu do sieci, na czołowym portalu rekrutacyjnym Pracuj.pl, który stawia głównie na specjalistów, w minionym roku już w 12 proc. ogłoszeń szukano fachowców i innych pracowników fizycznych. Migracja tych ogłoszeń do internetu to obok boomu na rynku pracy jeden z powodów rosnącej w dwucyfrowym tempie liczby ofert zatrudnienia w sieci – która w ubiegłym roku przekroczyła 2,4 miliona. Kolejny etap to ich dostępność przez urządzenia i aplikacje mobilne.
Posada ze smartfona
Jak podkreśla Edyta Stocka, menedżer HR w firmie badawczej Gemius, urządzenia mobilne kreują dzisiaj rekrutacyjną rzeczywistość – wprowadza się technologiczne nowinki, w tym wyszukiwanie ogłoszeń na mapie. Na aplikacjach mobilnych bazują często startupy z branży HR – w tym Jobsquare, promowany jako polski Tinder do szukania pracy, czy też Kiwi Jobs i Praca za Rogiem, które pomagają firmom dotrzeć do potencjalnych pracowników w danej lokalizacji. Kandydatom pokazują, czy w wybranym miejscu są ciekawe oferty zatrudnienia i za jakie stawki.
Katarzyna Godlewska, współzałożycielka Grupy Absolvent, która od wiosny minionego roku rozwija Kiwi Jobs, ocenia, że jest to coraz bardziej popularny sposób masowych rekrutacji na podstawowe stanowiska w handlu detalicznym, logistyce, gastronomii czy call centers. – Do takich kandydatów najskuteczniej można dotrzeć, przesyłając im ofertę pracy w pobliżu domu za konkretną stawkę – wyjaśnia Godlewska.