– Albo przerywamy to teraz, albo się pozabijają – mówił Stanisław Chomski, trener Stali Gorzów, po czwartym biegu niedzielnego meczu. Jego zespół prowadził 16:8.
Spotkanie zakończono po dziewiątym wyścigu. Doświadczeni żużlowcy, jak były mistrz świata Jason Doyle, łuki pokonywali jeszcze w miarę płynnie, ale już młodsi mieli z jazdą ogromne problemy.
Każdy przerwany mecz żużlowy wywołuje kontrowersje. Uznanie rezultatu spotkania, którego nie udało się dokończyć, to na mapie sportów zespołowych ewenement. Wystarczy, że odbyła się większość biegów – co najmniej 8 z 15 – i wynik idzie w świat. To oznacza, że gdyby w Krośnie odjechano jeszcze jeden wyścig i wygraliby go gospodarze, to oni cieszyliby się z meczowego zwycięstwa.
Czytaj więcej
Apator Toruń pokonał Motor Lublin w hicie 6. kolejki żużlowej PGE Ekstraligi.
Profesjonalizująca się PGE Ekstraliga zrobiła w ostatnich latach dużo, żeby podobnych kontrowersji uniknąć. Dekadę temu utworzono instytucję komisarza toru, który z ramienia żużlowej centrali nadzoruje przygotowanie nawierzchni przez gospodarza, aby nie wykraczała poza ramy regulaminu. Później kluby zobligowano do zainstalowania odwodnienia liniowego i specjalnych plandek do zakrycia toru na wypadek deszczu. Teraz to nie zadziałało.