Sąd Okręgowy w Nowym Sączu zdecydował, że Aleksander Ignatienko, były rosyjski prokurator podejrzany między innymi o korupcję, może zostać wydany w drodze ekstradycji władzom Rosji.
Decyzja sądu nie jest jeszcze prawomocna (nastąpi to w ciągu siedmiu dni). Nawet jednak po jej uprawomocnieniu rosyjski prokurator nie zostanie od razu wydany rosyjskim władzom. Rozstrzygnięcie sądu nie jest bowiem w tej kwestii decydujące. Ostateczną decyzję o tym, czy wydać daną osobę innemu państwu, podejmuje minister sprawiedliwości. Co ważne, przepisy nie wyznaczają żadnego terminu, w ciągu którego powinien to zrobić. Teraz więc to do Jarosława Gowina trafią akta sprawy. Dopiero jeśli on zgodzi się na ekstradycję, Aleksander Ignatienko zostanie wydany do Rosji.
Dlaczego w ogóle polski sąd zajmuje się tą sprawą? Otóż Rosjanin został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego 1 stycznia tego roku na zakopiance. Był poszukiwany międzynarodowym listem gończym za przestępstwa korupcyjne i oszustwo popełnione na terenie Rosji.
Jeżeli zatem Rosja chce sądzić u siebie byłego prokuratora, musi go najpierw do kraju sprowadzić. A to może długo potrwać.
Zdaniem karnistów rozbudowana procedura i szczególne wymagania sprawiają, że w sprawach ekstradycyjnych nie ma co liczyć na ekspresowe tempo. Średni czas postępowania ekstradycyjnego wynosi prawie rok – 314 dni, ale są i takie, które ciągną się kilka lat. W dodatku w tego rodzaju sprawach ogromną rolę odgrywa polityka, a jak wiadomo, relacje polsko-rosyjskie są dość skomplikowane.