W związku z wywiadem rzecznika praw obywatelskich („Zadziałał mechanizm solidarności zawodowej") dyskusja na temat roli prawników, w szczególności adwokatów, zapoczątkowana na kolumnach „Opinie”, w naturalny sposób przeniesiona została i na żółte strony. Wskazuje ona, jak wiele nieporozumień narosło wokół paru kwestii fundamentalnych dla prawidłowego funkcjonowania adwokatury, a przez to i wymiaru sprawiedliwości. W dyskusji tej nie powinno zabraknąć głosu przedstawiciela zawodu na co dzień stykającego się z pracą adwokatów, czyli sędziego.
Mam oczywiście świadomość, że włączanie się w ten dyskurs niesie ze sobą niebezpieczeństwa. Już Dick w czwartym akcie „Króla Henryka VI” Szekspira serwował łatwą receptę na uzdrowienie nieprawości tego świata: „Na początek zabijmy wszystkich prawników”.
Także dziś zarzuty korporacjonizmu, alienacji środowiskowej polegającej na niedostrzeganiu spoza suchych paragrafów tkanki życia społecznego, stawiane są przecież wszystkim prawniczym profesjom. Niemniej nie mogę być posądzony o zabieranie głosu we własnej sprawie, gdyż na poziomie etyki sytuacyjnej – a na tej właśnie płaszczyźnie rozgorzał spór – ze względu na odmienne role zawodowe występują nieusuwalne różnice między prawniczymi etykami korporacyjnymi.
Na wstępie stanę w obronie tych, którzy bronią, i to niezależnie od tego, kogo bronią. Stawianie adwokatowi zarzutu, iż podjął się reprezentowania X, choć to typ spod ciemnej gwiazdy, świadczy o całkowitym braku zrozumienia dla historycznej, ale także współczesnej roli adwokatury. To, że takie zarzuty wcale nierzadko pojawiają się w środkach przekazu, dowodzi niskiej kultury prawnej nie tylko przeciętnego Kowalskiego. Rzecz bowiem zarówno w tym, iż w cywilizowanych systemach każdy ma prawo do fachowej reprezentacji interesów prawnych, a w sprawach karnych o szczególnej wadze lub skali trudności nie bez głębokich racji przepisy przewidują wręcz obowiązek posiadania przez oskarżonego obrońcy: ktoś zatem tę rolę musi pełnić. Także w tym, że doświadczony sędzia wie, iż rzetelny obrońca nie tylko gwarantuje komfort psychiczny oskarżonego, ale także stanowi swoisty wentyl bezpieczeństwa dla sędziego, iż oto nie pominie niczego istotnego z punktu widzenia oceny konkretnego czynu i jego sprawcy. Bo jeśli sam ich nie dostrzeże, okoliczności te wskaże obrońca.
Rzecz wreszcie i w tym, że sala sądowa jest swoistym mikroświatem, w którym oskarżyciel i obrońca odgrywają role konfliktowe: jeden bezecnika oskarża, i ta rola jest przez społeczeństwo doceniana, drugi bezecnika broni, co spotyka się z całkiem niezasłużoną repulsją, jeśli zważyć spostrzeżenie wybitnego etyka prof. Lazari-Pawłowskiej, że „konflikt bywa czynnikiem zachowania równowagi aksjologicznej w społeczeństwie i jego funkcjonalnej sprawności”. Dlatego normy korporacyjne najczęściej przewidują, że adwokat może odmówić udzielenia pomocy prawnej tylko z ważnych powodów. Przyjmuje się, że w zasadzie tylko w sytuacji, którą moglibyśmy nazwać klauzulą sumienia.