Amerykańska oferta mówi o strategicznym partnerstwie polsko-amerykańskim. Przewiduje jednak tylko czasowe umieszczenie rakiet Patriot na naszym terytorium. Dla polskiego rządu to za mało.
– Od początku mówiliśmy, że obecność elementów obrony przeciwrakietowej, która by specyficznie broniła polskiego terytorium, jest absolutnym minimum. Musiałyby się one stale znajdować na polskim terytorium. Wizytacja takiego uzbrojenia czasowa i zagwarantowana tylko na jeden rok nas nie satysfakcjonuje – stwierdził premier Donald Tusk.
Jego zdaniem obecność w Polsce amerykańskich wyrzutni, które mają chronić terytorium USA, wiąże się ze zwiększonym ryzykiem ataku na terytorium naszego kraju. Dlatego Stany Zjednoczone powinny „realnie zwiększyć polskie bezpieczeństwo“, co nie musi się wiązać z nadzwyczajnymi środkami finansowymi. Szef rządu podkreślił, że nie uznaje negocjacji za zakończone.
– Wypowiedź premiera Tuska to sprytne odbicie piłki na stronę amerykańską. Chociaż oferta USA była ostateczna, strona polska mówi: „okazaliśmy maksimum dobrej woli, niczego nie odrzucamy, liczymy na korektę amerykańskiego stanowiska“. To dalszy ciąg gry, którą prowadzą obie strony – mówi „Rz“ Wess Mitchell, dyrektor badawczy Ośrodka Analiz Polityki Europejskiej (CEPA) w Waszyngtonie.
O tym, że Polska liczy na zmianę amerykańskiej oferty, mówił w piątek także szef MSZ. – Porozumienia nie udało się osiągnąć tylko na razie. Życzylibyśmy sobie kontynuacji negocjacji i ich sukcesu – powiedział Radosław Sikorski w TVN 24. Minister spraw zagranicznych ujawnił, że podczas czwartkowej rozmowy premiera z wiceprezydentem USA Dickiem Cheneyem polska strona poinformowała, „co trzeba zrobić, jak dopracować stanowiska i to głównie stanowisko amerykańskie, aby umowa była zawarta“. – To furtka dla Amerykanów. Strona polska najwyraźniej zrozumiała, że na więcej pieniędzy od Waszyngtonu nie może już liczyć. Teraz chodzi więc o stałe stacjonowanie amerykańskich patriotów na terenie Polski. A do tego nie trzeba decyzji Kongresu czy wielkich pieniędzy. Wystarczy decyzja Pentagonu o przesunięciu jednostek z jednego miejsca w inne – tłumaczy Mitchell.