Odwołany niedawno szef opolskiej policji nadinspektor Leszek Marzec uniknął kary dyscyplinarnej za skandaliczną rozmowę z podwładną i odszedł policji z wysoką emeryturą. Nie poniesie też konsekwencji za sprawę „fikcyjnych dzielnicowych" – ustaliła „Rz".
Chodzi o kilka milionów złotych, jakie płacił policji samorząd Zielonej Góry na zatrudnienie dzielnicowych. Okazuje się, że pieniądze trafiły do ogólnego budżetu policji. Część tej sumy zakwestionowało CBA, które chciało ścigania m.in. Leszka Marca – wtedy szefa lubuskiej policji. Prokuratura uznała jednak, że w grę wchodzi tylko odpowiedzialność służbowa. A tu skończyło się niczym. – Nie zgadzamy się z decyzją prokuratury i złożyliśmy odwołanie do sądu – mówi „Rz" Monika Wiśniewska z biura prezydenta Zielonej Góry.
Sprawa zaczęła się w 2009 roku. Miasto zgodziło się wówczas na finansowanie 15 etatów dla dzielnicowych. Szybko okazało się, że miasto płaci, ale dzielnicowych nie przybyło, a wakatów jest nawet dwukrotnie więcej niż np. w Gorzowie, gdzie samorząd się do policyjnego budżetu nie dokładał. W dodatku komendant Marzec nie chciał wytłumaczyć, na co wydał pieniądze. – Mamy zastrzeżenia głównie do rozliczenia środków z lat 2009–2011 – wyjaśnia Monika Wiśniewska.
Sprawą zajęło się CBA i ustaliło, że w latach 2010–2011 r. miasto przekazało na etaty dla dzielnicowych 480 tys. zł, które poszły na inne cele.
– Pieniądze te trafiły do policji, ale zostały wykorzystane, np. na zakup komputerów, opłaty mediów, awanse funkcjonariuszy faktycznie pracujących w innych wydziałach – mówi „Rz" Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA. Biuro złożyło doniesienie do prokuratury, oceniając, że komendant wojewódzki oraz miejski popełnili przestępstwo, wydając środki niezgodnie z porozumieniem. Jednak prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Decyzję – co zastanawiające – podjęła w dniu, kiedy media ujawniły słynne nagranie rozmowy Marca z podwładną.