Celebryci dostali od wyborców czerwoną kartkę

Głosowanie do europarlamentu pokazało, ?że znana twarz to za mało, ?by zyskać poparcie wyborców.

Publikacja: 26.05.2014 21:23

Celebryci dostali od wyborców czerwoną kartkę

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

W wyborach do Parlamentu Europejskiego wiele partii postanowiło wykorzystać celebrytów jako swoje lokomotywy wyborcze. SLD postawiło m.in. na Weronikę Marczuk, byłą jurorkę talent show „You Can Dance", oraz piłkarza Macieja Żurawskiego. Platforma na swoje listy wciągnęła złotą medalistkę olimpijską w pływaniu Otylię Jędrzejczak, satyryka Tadeusza Rossa czy byłego siatkarza Pawła Papkego.

Po gwiazdy sięgały też mniejsze komitety. Solidarna Polska twarzą kampanii uczyniła mistrza świata w boksie Tomasza Adamka, a na listach Europy Plus Twojego Ruchu znaleźli się m.in. prowadząca niegdyś teleturniej „Najsłabsze ogniwo" Kazimiera Szczuka, dawna gwiazda czasopisma „Playboy" Izabella Łukomska-Pyżalska czy były juror programu „Idol" Robert Leszczyński.

Ze strategii z udziałem celebrytów zrezygnowały jedynie PiS, które zbudowało listy, opierając się na ekspertach akademickich, oraz PSL, stawiające na sprawdzonych działaczy.

Pomysł wystawiania celebrytów nie spodobał się ?jednak wyborcom, którzy wszystkim znanym twarzom pokazali czerwoną kartkę. Wyjątkiem jest jedynie były trener polskich piłkarzy ręcznych Bogdan Wenta, który na krakowskiej liście PO wyprzedził europosła Bogusława Sonika.

– Parlament Europejski to nie miejsce dla celebrytów – komentuje „Rz" dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz z Uniwersytetu Warszawskiego. – Liderzy partii powinni przemyśleć, co czynią. Te wybory pokazały, że celebryta wcale elektoratu nie powiększa – dodaje politolog.

Co ciekawe, podobną opinię prezentują sami zainteresowani. – Nazwiska z telewizji nie odgrywają dużej roli. To głosowanie na swój sposób pokazuje, że celebryci nie są dla ludzi alternatywą w wyborach. Jeżeli pojawiali się na listach, to raczej jako umajenie, a nie liderzy – mówi „Rz" Szczuka.

– Jeżeli nie wchodzą Adamek czy Żurawski, to znaczy, że magia nazwisk nie istnieje. Generalnie celebryci przerżnęli te wybory – podsumowuje Leszczyński.

Byłe gwiazdy sportu lub mediów, wyrażając takie oceny, rzadko myślą jednak o sobie. Nie uważają się za celebrytów i twierdzą, że miejsce na liście zawdzięczają przede wszystkim swojej aktywności społecznej. – Mam duże związki z pograniczem politycznym i od lat działam w organizacjach pozarządowych – zapewnia „Rz" Marczuk. – Źle bym się czuła, gdyby z tego powodu, że parę razy pracowałam dla telewizji, ktoś mnie zaprosił na listę – dodaje.

Podobnie myśli o sobie Ross. – Nie jestem celebrytą. Byłem radnym Warszawy, później posłem krajowym, a ostatnio europosłem. Nazywanie mnie celebrytą nie jest zasadne – podkreśla.

Jedynym, który przyznaje, że liczył na magię swojego nazwiska, jest Leszczyński. – Nie można udawać, że jest się kimś, kim się nie jest. Nie zrobiłem praktycznie żadnej kampanii i uzyskałem bardzo słaby wynik. W ten sposób płacę za swoją wielką naiwność – przyznaje.

Ale jego zdaniem głosowanie na gwiazdy znane z mediów ma sens. – Czasami wyborcy nie chcą głosować na rasowych polityków. Wtedy wybór celebryty nie jest czystą głupotą. Wiemy o nich niemal wszystko. Czy są waleczni jak np. Adamek czy mocni psychicznie jak Jędrzejczak – tłumaczy.

Zupełnie odmienne zdanie ma jednak dr Pietrzyk-Zieniewicz. – Polityk w dzisiejszych czasach to już zawód. Mniej pytamy o ideologię, a bardziej o kwalifikacje. Co w polityce mają robić osoby, które bądź pięściami, bądź nogami robiły dotychczas kariery, ciężko powiedzieć – stwierdza. Dodaje też, że do celebrytów można zaliczyć również „osoby z pięknym życiorysem, ale nieprzystające do dzisiejszych czasów, takie jak Henryka Krzywonos".

– Przy całym szacunku dla niej dobrze, że nie zdobyła mandatu. Przynajmniej nie przyniesie wstydu sobie i swojej formacji – ocenia.

Porażka znanych twarzy to duża zmiana w stosunku do wcześniejszych wyborów. W 2011 r. sama PO wprowadziła do Sejmu ośmiu posłów celebrytów, na czele z  byłymi sportowcami Jagną Marczułajtis czy Romanem Koseckim.

Wybory do europarlamentu pokazują, że w przyszłości raczej się to nie powtórzy. Zdaniem Pietrzyk-Zieniewicz partie dalej będą jednak chciały pozyskiwać głosy, wykorzystując celebrytów. – Będą próbować, bo przyzwyczajenie jest ich drugą naturą – przekonuje.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne