W tym odcinku zastanawiamy się, jak wojna handlowa Donalda Trumpa z Chinami wpłynęła na globalne nierówności i kogo w rzeczywistości dotykają sankcje oraz taryfy, czy cierpią głównie konsumenci, przedsiębiorcy, czy państwa. W drugiej części przyglądamy się automatyzacji i robotyzacji w Europie, Korei, Japonii i Chinach. Zastanawiamy się, czy Stary Kontynent nadąża za technologicznym wyścigiem i jakie konsekwencje może mieć dla gospodarki oraz rynku pracy.
Trump chce, żeby wrócił przemysł
W krajach rozwiniętych większość ludzi wybiera pracę w sektorze usług, która jest lżejsza, lepiej płatna i mniej monotonna, podczas gdy przemysł staje się coraz bardziej zautomatyzowany. Utrata miejsc pracy w przemyśle wynika w równym stopniu z globalizacji, co z postępu technologicznego.
Jak podkreśla Tomasz Korab: „Jeżeli mamy automatyzację przemysłową, to oznacza, że po prostu mamy mniej i mniej ludzi do pracy, do wykonania tej samej produkcji. W związku z tym, te 50 proc. tych miejsc pracy, to jest na skutek postępu”. Jednocześnie napięcia w handlu międzynarodowym, takie jak wojny handlowe i wprowadzanie ceł, wpływają na wzrost kosztów konsumpcji i konkurencyjność firm krajowych. Cła mogą chronić lokalne rynki, ale równocześnie komplikują równowagę globalną – kraje eksportujące nadwyżki, jak Chiny, Niemcy czy Japonia, gromadzą ogromne rezerwy walutowe, podczas gdy Stany Zjednoczone borykają się z deficytem handlowym.
Rozwiązanie tego problemu, jak wskazuje Korab, wymaga nie prostych taryf celnych, lecz złożonych działań fiskalnych i stymulacji konsumpcji zarówno w krajach eksportujących, jak i importujących.