Michał Kołodziejczyk z Manaus
Włosi od początku narzekali mniej. Nie przerazili się tym, że będą grać w Manaus, nie trąbili na lewo i prawo o skandalu, a Cesare Prandelli przywiózł drużynę do miasta położonego w sercu amazońskiej dżungli dopiero dzień przed meczem z Anglią. Andrea Pirlo tłumaczył dziennikarzom, że nie ma co się denerwować na warunki, w jakim przyjdzie im grać, bo po pierwsze: to niczego nie zmieni, a po drugie: Anglikom też będzie gorąco.
Anglicy marudzili na każdym kroku, a Roy Hodgson zdążył obrazić gospodarzy kilka razy od momentu, kiedy dowiedział się, gdzie przyjdzie grać jego drużynie.
Rzeczywiście było gorąco, o 19 miejscowego czasu, kiedy zaczynała się druga połowa, na termometrach ciągle było 30 stopni Celsjusza. Jest jednak czerwiec, to nie są zawody pucharu świata w skokach narciarskich, niewykluczone nawet, że równie gorąco było tego dnia na Sycylii. Oczywiście nie są to idealne warunki do gry w piłkę nożną, nie pomagało też boisko – może już nie fatalne, ale nadal bardzo złe, jednak obu drużynom udało się stworzyć świetne widowisko. Jeszcze kilka takich meczów i zaczniemy się zastanawiać czy rzeczywiście nie zapowiada nam się najlepszy mundial w historii.