Sprawa aborcji została uregulowana w ciągu tych dwóch dekad? Czy jeszcze pozostało coś do zrobienia?
Dwadzieścia lat temu żyliśmy jeszcze w państwie otwarcie aborcyjnym. Dziś konieczne jest zagwarantowanie wykonywania już istniejącego prawa, bo ustawa jest notorycznie naruszana. Tak było na przykład przy okazji „sprawy Agaty", 14-latki, która w 2008 r. zaszła w ciążę. Nikt wcześniej ani później nie twierdził otwarcie, że gimnazjalistkom (czy matkom gimnazjalistek w ciąży) przysługuje aborcja na życzenie, a jednak ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz zastosowała w tym przypadku taką obłędną wykładnię. Prawo dzieci poczętych in vitro do urodzenia albo z drugiej strony – dystrybucja środków wczesnoporonnych, nie są oceniane w świetle obowiązującego prawa. W tych sprawach brak zdecydowanej akcji kontrolnej Parlamentu, a przecież posłowie mają obowiązek bronić praworządności.
W 1993 r. ustawa budziła ogromne emocje, także negatywne. Coś się w ciągu dwóch dekad zmieniło?
Oczywiście. Widać to wyraźnie w debacie publicznej, w badaniach opinii społecznej i choćby w niedawnym głosowaniu w Sejmie ustawy o prawie do urodzenia niepełnosprawnych. Ostateczne odrzucenie tego projektu ujawniło największą barierę dla zasad cywilizacji życia. Jest nią moralna tyrania oportunistycznej władzy, która chce realizować swe interesy wyborcze nawet kosztem najważniejszych zobowiązań moralnych.