Prezydencja nie jest tym, czym była

Polska powinna grać rolę wzorowego Europejczyka i sprzeciwiać się dominacji mocarstw – uważa Przemysław Żurawski vel Grajewski

Aktualizacja: 24.06.2011 23:12 Publikacja: 24.06.2011 21:57

Premier Donald Tusk nie będzie, jak np. Nicolas Sarkozy, przewodniczył obradom unijnych szczytów. Na

Premier Donald Tusk nie będzie, jak np. Nicolas Sarkozy, przewodniczył obradom unijnych szczytów. Na zdjęciu w maju w Brukseli otwiera nową siedzibę stałego przedstawicielstwa RP przy Unii Europejskiej

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

W piątek 1 lipca rozpoczynamy prezydencję. Brzmi to dumnie. Ile jednak rzeczywistej władzy kryje się za tym terminem?

dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, ekspert ds. unijnych:

Niewiele. Przez najbliższe półrocze będziemy zajmowali się kwestiami administracyjnymi – przygotowywaniem posiedzeń Rady UE z wyjątkiem Rady ds. Zagranicznych, służąc jako skrzynka kontaktowa – i reprezentowali radę wobec innych instytucji unijnych.

Prezydencja nie jest tym, czym była przed wejściem w życie traktatu lizbońskiego w 2009 r. Na jego mocy powstały dwa nowe centralne stanowiska w Unii Europejskiej. Pierwsze to urząd przewodniczącego Rady Europejskiej – szczytu UE złożonego z premierów, prezydentów i kanclerza państw członkowskich – którym został Herman van Rompuy. Drugie stanowisko to tzw. szef unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Premier Donald Tusk nie będzie zatem przewodniczył obradom unijnych szczytów, choć czynił to jeszcze np. prezydent Nicolas Sarkozy w trakcie prezydencji francuskiej w 2008 r. Podobnie to nie szef MSZ Radosław Sikorski, lecz Ashton będzie przewodziła obradom Rady Unii Europejskiej ds. Zagranicznych. Rada UE zbiera się jednak w gronie ministrów różnych resortów i np. jako Rada ds. Rolnictwa i Rybołówstwa będzie obradowała pod przewodem ministra Marka Sawickiego.

Jakich ustaleń możemy się spodziewać na wrześniowym szczycie Partnerstwa Wschodniego, programu powstałego z naszej inicjatywy, mającego przybliżyć do Unii Europejskiej Białoruś, Ukrainę, Mołdawię, Gruzję, Armenię i Azerbejdżan?

Szczyty Partnerstwa Wschodniego odbywają się raz na dwa lata, co w praktyce nadaje im znaczenie teatralne. Pamiętajmy, że do szczytów UE – Rosja dochodzi raz na pół roku. Wnioski z poprzedniego szczytu PW w Pradze z 2009 r. są takie, że inicjatywa ta nie interesuje większości państw UE. Ich delegacje były na bardzo niskim szczeblu. Wrześniowy szczyt będzie testem – zobaczymy, czy przyjadą premierzy i prezydenci czy sekretarze stanu.

Pańska prognoza?

Skończy się na niskim szczeblu. W kontekście rewolucji arabskich będzie gorzej niż w 2009 r.

Czyli nie ma co liczyć na więcej pieniędzy na PW.

Nie. Porównajmy finansowanie Partnerstwa Wschodniego – ok. 4 mld euro – z pomocą dla Grecji – 200 mld euro. Grecja ma 10 mln ludności, a sama Ukraina ponad 45 mln. Finansowo PW nie ma znaczenia, politycznie nie jest atrakcyjne dla adresatów. Przyjrzyjmy się tzw. inicjatywom flagowym PW – czy wymieniony wśród nich na pierwszym miejscu program kontroli granic to coś, co może przyciągnąć te kraje do UE?

Gdzie indziej mamy szanse na zabezpieczenie swoich interesów?

UE jest skuteczna w kwestiach prawno-gospodarczych, a nie polityczno--strategicznych. Powinniśmy podzielić nasze działania na wizerunkowo-propagandowe – do nich zaliczyłbym politykę zagraniczną i obronną – oraz rzeczywiste, czyli np. bezpieczeństwo energetyczne i minimalizacja kosztów unijnej polityki klimatycznej.

A konkretnie?

Trzeba dopilnować skrupulatnego wdrażania tzw. klauzuli Gazpromu, która chroni przed wrogim przejęciem przez rosyjskiego monopolistę firm energetycznych na terenie UE. Drugą sprawą jest akcja na rzecz znoszenia niezgodnych z duchem jednolitego rynku klauzul zakazujących reeksportu rosyjskiego gazu. To są rzeczy wykonalne, w przeciwieństwie do projektów strategicznych, które dobrze brzmią, ale są nierealne, zważywszy na to, jak bardzo UE jest niesprawna w tych kwestiach.

Europoseł Jacek Saryusz-Wolski twierdzi, że nasza prezydencja będzie najtrudniejsza w historii UE. Zgadza się pan z tym?

Tak. Spójrzmy na dwa główne problemy. Pierwszy to Grecja i stabilność strefy euro. Drugi to załamywanie się strefy Schengen. Przez uchodźców z Afryki Francuzi zamknęli granicę z Włochami, a Duńczycy z Niemcami. W sytuacjach kryzysowych państwa wracają do polityki narodowej, nawet wbrew prawu europejskiemu. Nie czynią tego pod naciskiem realiów fizycznych, lecz psychologicznych. 25 tys. uchodźców to nie jest fala, która zaleje 500 mln Europejczyków, ale takie reakcje są popularne wyborczo, a ratowanie Grecji nie. Czeka nas też walka o kształt budżetu Unii Europejskiej i jej polityki – rolnej i regionalnej. Raczej ją przegramy i celem będzie minimalizowanie strat, a nie maksymalizowanie zysków.

Jakie plany minimum i maksimum określiłby pan dla polskiej prezydencji?

Plan minimum to utrzymanie strefy Schengen i dopilnowanie kwestii energetycznych. Plan maksimum to przyjęcie roli szermierza europejskiej praworządności. Obrona zasady, że decyzje powinny zapadać w instytucjach Unii Europejskiej, a nie na nieformalnych spotkaniach głównych mocarstw, gdzie ani Polska, ani inne kraje z naszego regionu nie są reprezentowane.

Jak w praktyce miałoby to wyglądać?

Trzeba grać rolę wzorowego Europejczyka. Zawiązać sojusz z Komisją Europejską i naszymi mniejszymi sąsiadami w regionie, zwalczać renacjonalizację dziedzin objętych integracją i protestować przeciw tworzeniu się "dyrektoriatu mocarstw". Jeżeli wielkie mocarstwa zlekceważą instytucje unijne, to doprowadzą do rozpadu Unii.

Następna prezydencja czeka nas najwcześniej w 2025 r. Przez najbliższe 14 lat nie będziemy mieli chyba lepszej okazji, żeby dobrze zaprezentować się w Unii. Boi się pan czegoś, o co moglibyśmy się potknąć?

Wątpię, byśmy mogli wypaść tragicznie, chyba że rzeczywiście rozpoczęlibyśmy walkę o utrzymanie znaczenia instytucji unijnych, co naraziłoby nas na atak polityczny głównych europejskich graczy chcących koncertu mocarstw. Ale to jest nierealny scenariusz. Obecny rząd nie jest zdolny do takiego działania. Nie narazi się mocarstwom.

dr Przemysław Żurawski vel Grajewski z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego, w latach 2005 – 2006 był ekspertem ds. polityki wschodniej Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim

W piątek 1 lipca rozpoczynamy prezydencję. Brzmi to dumnie. Ile jednak rzeczywistej władzy kryje się za tym terminem?

dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, ekspert ds. unijnych:

Pozostało 97% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!