Jakie jest pana zdanie na temat zmiany ustawy referendalnej i podniesienia progu liczby wyborców biorących udział w głosowaniu w sprawie odwołania władz?
O odwoływaniu powinni decydować ci, którzy powoływali. Paradoksem jest, by mniej osób mogło prezydenta odwołać niż go wybrać. Referendum warszawskie to był akt polityczny, mający na celu m.in. wypromowanie się kilku osób. Kto wiedziałby dziś o burmistrzu Ursynowa gdyby nie referendum wss odwołania Hanny Gronkiewicz -Waltz? Warszawa jest trudnym miastem, zwłaszcza z uwagi na brak obwodnicy. Jeśli chcemy usprawnić komunikację, to trzeba ją na chwilę pogorszyć. Absolutnym pechem było zalanie tunelu zaraz po jego otwarciu, ale takie sytuacje mogą się zdarzyć w każdym mieście. Nie ma w tym żadnej winy pani prezydent.
Skąd tolerancja w mieszkańcach Białegostoku dla rozkopanego miasta i pana jako sprawcy tego bałaganu?
Zanim zaczęliśmy przebudowę głównych dróg, wyremontowaliśmy inne w okolicy. To spowodowało, że ruch się rozkłada i korki są niewielkie. Poza tym bardzo dbamy o czystość, o zieleń. Miasto wygląda ładnie, jest zadbane, więc ludzie wybaczają trudności wynikające z prac remontowych.
Pomaga brak przynależności partyjnej?
Nie przeszkadza. Nigdy nie należałem do żadnej partii. Może poza partią, która nazywa się „Białystok". Kiedy zostałem prezydentem z poparcia Platformy Obywatelskiej, powiedziałem od razu, że jestem i pozostanę bezpartyjny. Dotrzymałem słowa.
A jak wygląda współpraca z radą miasta?
Sytuacja jest niejednoznaczna. Wszystkie kluby, które są w radzie, mają według pewnego parytetu podzielone przewodnictwa w komisjach. Tego nie ma np. w Gdyni, gdzie większość ma komitet prezydenta Szczurka, żadnej komisji nie przewodniczy przedstawiciel opozycji. Mimo bezwzględnej większości, którą do niedawna miała Platforma Obywatelska, starałem się pewien poziom współpracy zachowywać. Chociaż teraz widzę, że to niewiele daje. W głównych głosowaniach opozycja jest przeciwko i robi wszystko, żeby przeszkadzać.
Opozycją totalna?
Opozycja wybiera sobie jeden czy dwa tematy na sesję i wtedy jest „nie, bo nie". W pozostałych kilkunastu tematach oceniam jej działania jako racjonalne.
Jest to działanie lokalnych polityków czy odgórne, na zasadzie „musimy odbić Białystok dla PiS"?
Jedno i drugie, ale spore znaczenie ma tutaj działalność na poziomie lokalnym. Nowym przewodniczącym regionu SLD jest człowiek, który ma ambicje zostać prezydentem miasta i stara się jak najwięcej zaszkodzić.
Ma pan swojego Guziała?
Może nie do tego stopnia, ale rzeczywiście przez swoje wypowiedzi i irracjonalne ataki pokazuje, że chce zbudować swoją pozycję. Jest bardzo koniunkturalny, a ludzie bardzo tego nie lubią. Natomiast PiS działa w taki sposób: jeżeli tylko są szanse, by coś „ugrać", to zrobi wszystko, żeby zaszkodzić. Samo krytykanctwo nie trafia do społeczeństwa, jest nieskuteczne.
Część mieszkańców Białegostku jest za likwidacją straży miejskiej.
To jest postulat absolutnie bez sensu. Ludzie nie lubią straży miejskiej, bo ona ma charakter represyjny: ukarze za nieodśnieżenie, za źle zaparkowany samochód itd. Ale też w wielu sytuacjach bardzo pomaga. Gdyby jej nie było, to należałoby powołać inną instytucję prowadzącą działania o tym samym charakterze.
Negatywny obraz straży wziął się z nieszczęsnych fotoradarów. U nas od sześciu lat straż miejska ich nie używa.
Dlaczego?
Bo uważamy, że powołana jest do innych celów.
To jest działanie wbrew polityce krajowej.
Nie działamy zgodnie z polityką ogólnokrajową, tylko z naszą własną, dla dobra mieszkańców miasta.
Nie chcecie sobie zasilić budżetu z mandatów?
Straż miejska w Białymstoku kosztuje 9 mln zł. A wpływy z mandatów wynoszą tylko 1,3 mln. Czy to oznacza, że straż jest tylko po to, żeby zarabiać na siebie z mandatów? No właśnie nie! Służy ludziom i dopóki ja będę miał coś do powiedzenia, to działania zmierzające do likwidacji straży będę traktował jako tematy zastępcze na sezon ogórkowy.
Czy ustawa śmieciowa uderzyła w jakiś sposób w białostocczan?
Trudność w jej wprowadzeniu polegała na tym, że jeszcze w lutym była nowelizowana, a weszła w życie od 1 lipca. Ustawa bardzo trudna, wręcz rewolucyjna, ale konieczna. W dłuższym okresie powinna przynieść pozytywne skutki. Jeśli chodzi o opłaty, to zgodnie z zapowiedziami, po przetargach, obniżyliśmy ich wysokość. Choć rzeczywiście mogą być one dotkliwe dla osób mieszkających samotnie. Tu jednak mamy narzędzie łagodzące w stosunku do emerytów i rencistów. W rzeczywistości, przeciętna, czteroosobowa rodzina płaci tyle co poprzednio albo nawet mniej.
Kogo w Białymstoku najbardziej dotyka bezrobocie?
Bezrobocie jest na poziomie krajowym, czyli około 13 proc. Rejestruje się dużo ludzi młodych, ale głównie ze względów ubezpieczeniowych oraz możliwości odbycia praktyki. Ci młodzi ludzie nie zasilają armii bezrobotnych. Rynkowe stawki płac są nieatrakcyjne, dlatego młodzi wolą mieć status bezrobotnego i wyjeżdżać do pracy za granicę albo dorabiać w szarej strefie. Dość skuteczne są szkolenia finansowane ze środków Unii Europejskiej. Wiadomo, że formami administracyjnymi nie zlikwidujemy bezrobocia, ale to akurat narzędzie uważam za właściwe.
Podstawowym sposobem na zmniejszenie bezrobocia jest jednak dawanie przedsiębiorcom możliwości tworzenia nowych miejsc pracy. Dopóki wzrost gospodarczy nie będzie na poziomie 5 proc. , to te miejsca pracy nie będą się tworzyć w sposób zadowalający.
Czy przez brak lotniska nie tracicie miejsc pracy?
Nie mamy statystyk, ale jest to pewna bariera. To nie jest tylko kwestia lotniska, ale generalnie infrastruktury komunikacyjnej. Teraz sytuacja się poprawia, od strony Warszawy powstają obwodnice większych miejscowości, częściowo jedzie się już dwupasmówką. Natomiast bariera dostępu wciąż istnieje i dopóki jej nie przełamiemy, Białystok będzie miał mniejsze szanse w porównaniu np. miastami na zachodzie Polski.
Ludzie są zawiedzeni, że nie ma lotniska. Od wielu lat mówi się o budowie, ale nic z tego nie wychodzi.
Budowa lotniska leży w kompetencjach władz regionalnych. Sytuacja wygląda tak, że marszałek ma nową decyzję środowiskową, ponieważ poprzednia została uchylona przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Choć przyznam, że z punktu widzenia Białegostoku optymalna byłaby lokalizacja na zachód od miasta. Ale jest ona niemożliwa do realizacji z powodów środowiskowych. Ta obecnie proponowana znajduje się 30 km na wschód od Białegostoku, w Topolanach.
A władze regionalne nie spieszą do budowy lotniska?
W tym wypadku właściwe jest powiedzenie „spiesz się powoli". W przypadku decyzji środowiskowych żadna droga na skróty się nie opłaca. Realizacji tej inwestycji nie ułatwia także fakt, że Bruksela zmieniła podejście do budowy portów regionalnych. Przyznanie dotacji na lotnisko w następnej perspektywie finansowej będzie poprzedzone bardzo wnikliwą analizą Komisji Europejskiej. W nadchodzących siedmiu latach będzie jeszcze dużo pieniędzy do dyspozycji, ale menu tematyczne jest już inaczej sformułowane. Podejmujemy działania, by stworzyć lokalne lotnisko na potrzeby małych samolotów, np. taksówek powietrznych.
Białystok słynie z multikulturowości. Czy obcokrajowcy nie zabierają dodatkowo miejsc pracy?
Jest to zjawisko marginalne, które nie jest u nas odczuwalne. Białorusinów witamy z otwartymi ramionami. W zeszłym roku zostawili w polskich sklepach ponad 2,5 mld zł. Znaczna część z tej kwoty została przeznaczona na zakupy w Białymstoku. Dzięki temu nasi kupcy, przedsiębiorcy nie odczuwają kryzysu.
Białorusini są także celem ataków wandali?
Nie słyszałem o takim przypadku.
W tym roku miała miejsce 70. rocznica wybuchu powstania w getcie białostockim. Nie ma pan wrażenia, że jest to uroczystość zapomniana, w cieniu warszawskich obchodów?
Zawsze jesteśmy w cieniu Warszawy, bo jesteśmy sześć razy mniejsi. Nie zmienia to jednak faktu, że poważnie podchodzimy do naszej historii, której elementem jest powstanie w getcie. To, co działo się w Białymstoku podczas obchodów rocznicy pokazało, że te wydarzenia są dla nas ważne, że pamiętamy. Mieliśmy gości z Izraela i Stanów Zjednoczonych. Wszyscy stanęli na wysokości zadania, uroczystość odbyła się bez żadnego konfliktu. Pielęgnujemy pamięć o tych wydarzeniach, bo chcemy powiedzieć młodym ludziom: nie dopuście nigdy do tego, żeby ludzie ludziom zgotowali taki los.
Jak zagraniczni gości reagują na antysemickie zachowania jak np. sytuacja z pomnikiem w Jedwabnem?
Pojawiły się głosy, że musimy robić wszystko, żeby przeciwstawiać się rasizmowi, ale nasi goście mieli świadomość, że takie przypadki występują we wszystkich krajach. Takimi uroczystościami jak ta, upamiętniająca 70. rocznicę powstania w getcie białostockim, pokazujemy, że nie ma przyzwolenia na agresję i nienawiść.
Dlaczego wycofał się pan z patronatu nad Podlaskim Kongresem Kobiet?
Decyzję o wycofaniu patronatu podjąłem wyłącznie z przyczyn formalnych. Organizatorzy, już po przyznaniu przeze mnie patronatu honorowego, zmienili program imprezy, co sami dwukrotnie przyznali w prasie. Nie zostałem o tym poinformowany. Stąd moja decyzja.
Wystartuje pan w kolejnych wyborach?
Teraz o tym nie myślę. Koncentruję się na tym, żeby dobrze zamknąć 2013 rok, przygotować budżet na 2014, żeby wyeliminować negatywne zjawiska związane chociażby z gospodarką odpadami.
Nie ciągnie Pana do Sejmu, do Senatu?
Nigdy tam nie byłem, więc mnie nie ciągnie (śmiech).
Pojawiają się głosy, że należałoby przekształcić Senat. Myśli pan, że po latach prezydentury w Białymstoku mógłby pan się odnaleźć w nowym Senacie?
To raczej miejsce nie dla mnie. Ale jednocześnie uważam, że w izbie wyższej parlamentu należy zarezerwować połowę miejsc dla najważniejszych samorządowców. To, po pierwsze, zmieni układ partyjny. Po drugie, już na poziomie tworzenia aktów prawnych można byłoby zapobiegać tworzeniu niekorzystnych rozwiązań jak np. ustawa o zamówieniach publicznych, która jest największym grzechem parlamentu. Wszystkie problemy związane np. z budową dróg wynikają z wadliwego działania ustawy o zamówieniach publicznych. Wiele firm upada, bo wygrywają przetargi poniżej kosztów, a potem odbijają to sobie na podwykonawcach, zwyczajnie ich okradając. To jest bardzo powszechne zjawisko, o którym powinno się krzyczeć.
Czy centralna polityka daje mocno w kość samorządom? Czy są jakieś ustawy, które należałby jak najszybciej wprowadzić?
Tak. Dobrze byłoby, żeby rząd wszystkich traktował równo centralę, jak i samorządy. Mówię tutaj np. o próbie wicepremiera Rostowskiego nałożenia na samorządy sztywnych i szkodliwych zasad ograniczających zadłużanie się. Centrala nie powinna też przerzucać na samorządy obowiązków bez zapewnienia źródła finansowania tych zadań. W praktyce, by realizować wiele z zadań zleconych przez centralę, musimy do nich dopłacać.
Ma pan poczucie niesprawiedliwości, że takie miasta jak Białystok, zlokalizowane gdzieś przy granicach Polski, są traktowane po macoszemu?
Czasem być może mam takie odczucie, ale ja ze swej natury nie mam zwyczaju narzekać. Ja po prostu robię swoje. Trzeba się uczyć żyć z tego, co sami wypracujemy. I tego samego trzeba uczyć społeczeństwo. Nasz los jest w naszych rękach.
Będzie pan zachęcał, żeby pójść do wyborów parlamentarnych, czy będzie jak z białostockim referendum w sprawie prywatyzacji MPEC wiosną tego roku?
(Śmiech) Zawsze zachęcałem do aktywności obywatelskiej. Na referendum nie byłem ze względów pragmatycznych. W polityce liczy się również skuteczność.