No nie, na szczęście jest opozycja. Tyle że ona jest wtedy, kiedy mamy do czynienia z parlamentaryzmem, czyli ucieraniem decyzyjnym. Oczywiście z przewodnią rolą rządu. W ten sposób zbyteczne są „okrągłe stoły lub uciekanie się do prezydenckiego autorytetu. W chwili obecnej ja parlamentaryzmu w Polsce nie zauważam. Właściwością parlamentaryzmu jest również jego autonomia w sprawach niezastrzeżonych dla innych władz.
A teraz parlament nie ma swojego zdania?
Nie.
Sugeruje pan, że PO to taki odpowiednik PZPR?
To zbyt daleko posunięte sugestie, ale można mówić o pewnych przejawach. To prawda, że partie rządzą się innymi zasadami niż państwo, ale jednocześnie tworzą standardy demokratyczne. A co nam teraz zaproponowano? Trójwładzę: władzę polityczną, bo szef partii może wydać polecenie każdemu jej członkowi. Władzę w stosunku do zarządu partii, czyli nawet w stosunku do ministrów i marszałków izb, którzy wchodzą w jego skład. Władzę wyborczą, gdyż to zarząd pod jego kierownictwem zatwierdza partyjne listy w wyborach do parlamentu, samorządu i inne stanowiska konstytucyjne. To jest duża koncentracja władzy! Jest możliwość zgłoszenia z sali innego kandydata, choćby życzliwego i nawet wspierającego partyjnego lidera, a zarazem premiera, ale oznacza to konfrontację z nim. Nie tylko z nim samym. Jeszcze z tym dworem, który on stworzył. Ta lista zawiera trzydzieści nazwisk, a za każdym są jeszcze jego poplecznicy. W gruncie rzeczy zatem lider dysponuje pakietem kontrolnym. Nie jest prawdą, że można zgłosić z sali realną kandydaturę Grzegorza Schetyny, jeśli się nie ma pakietu kontrolnego.
Można to porównać z sytuacją, która wytworzyła się podczas referendum w Warszawie, gdy pójście do urny oznaczało de facto opowiedzenie się po stronie opozycji?
Gra instrumentami demokracji na rzecz partii też trochę przypomina Polskę przed „Solidarnością". W PRL też były referenda, pod warunkiem że one były udane (śmiech). Ale oczywiście w PRL referenda organizowała władza, a nie opozycja, więc w tym sensie to nie jest najlepsze porównanie.
Czy jest pan sam w PO z takimi poglądami? Wiele osób też doszukuje się porównań z mechanizmami, na których opierała się PZPR?
Jak mówiła śp. Anna Walentynowicz, „nie policzyłem się". Nie zdążyłem się policzyć. Natomiast fakt, że nie stosuje się retorsji wobec mnie, z wyjątkiem tych kar dyscyplinarnych za głosowanie wbrew klubowi, też o czymś świadczy.
Za każde takie głosowanie klub pana karze?
Karze, taki jest regulamin. Ale nie wyrzuca. Trzeba wziąć pod uwagę że jestem zahartowany w tego rodzaju bojach i nie prowadzę walki na niby. Tej swoistej trójwładzy popierać nie będę, bo to jest bardzo niebezpieczne. Nie dlatego że to proponuje Tusk, bo ja osobiście przeciwko Tuskowi nic nie mam. Problemem są całe obszary konformizmu, które się przy tym tworzą. To co miało miejsce w Partii, że jak było źle to mówili, że pierwszy sekretarz jest odpowiedzialny. "My chcieliśmy dobrze, tylko pierwszy sekretarz źle rządził". Ja się tego boję, bo przeżyłem przegraną wielkiego Lecha Wałęsy i jeszcze większą wielkiego obozu "Solidarności".
W wyborach prezydenckich w 1995 r.?
I wcześniej. Co więcej przegraliśmy na zawsze, a ponieważ twierdzę że Platforma jest jakąś repliką "Solidarności" to się boję tej drugiej porażki, bo się boję o swój, za przeproszeniem, tyłek.
A pan uczestniczy jeszcze w życiu tej partii?
Najlepszy dowód to list. Nie jestem członkiem dlatego mam pole ograniczone, żeby ingerować personalnie. Bardziej mnie struktura tej partii interesuje, bo ona podpisała ze mną kontrakt. Dziesięć procent senatorów mimo ich drugiej kadencji nie jest członkami Platformy. W myśl zalożeń PO, żeby obudzić energię społeczną, nie musisz być jej członkiem. Możesz zrealizować misję publiczną, która może być określona czasowo, lub tematycznie. A nie przez wyłączne oparcie się na aparacie zarządzającym. Nadto proszę zauważyć że Rada Krajowa traktowana jest jako takie ciało nadzorcze, tam powinny działać zespoły, tam powinien być rozliczany zarząd z dokonań. Tego nie było. Oczywiście gorsze są sytuacje w innych partiach. Gdzie się wyklucza całymi sekcjami ludzi z tytułu innego zdania, gdzie tej dyskusji nie ma. Tusk przynajmniej wobec mnie, ale i w innych przypadkach utrzymuje niezmiennie zasadę wolnego słowa. I myślę że będzie podtrzymywał.
Ale wielu ludzi, którzy mieli silniejszą pozycję polityczną niż pan, a inne zdanie od Donalda Tuska, w Platformie już nie ma.
Może dlatego tak jest, bo ja nie mam pozycji, ja nie walczę o stanowiska. Z góry się na to nastawiłem, dlatego jestem bezpartyjny, żeby móc być, z racji doświadczenia być swoistym mentorem sceny politycznej, za którą jako jeden z wielu współzałożycieli III RP czuję się odpowiedzialny.
Czy premier może w przyszłym roku zrealizować wyzwania modernizacyjne?
Musi. Dom, którego się nie remontuje, kiedyś się zapadnie, a na pewno traci na wartości. Premier mówił na początku pierwszej kadencji, że musi być uruchomiona duża energia Polaków. Jednak ja widzę, że my się trochę zatrzymaliśmy. Przykładem niech będzie rewolucja solidarnościowa, mówię tu o latach 90., a więc te szczęki na ulicach. Związkowcy zwalniający swoich kolegów z pracy, nierzadko towarzyszy z celi sami ratowali zakłady, samorządowcy obejmujący nowe posterunki. To była ta olbrzymia energia.
Co musi zrobić Tusk, żeby wyzwolić energię Polaków?
Musi prowadzić czytelną politykę, jasno wskazać cele. Trzeba zdecydować, gdzie posłać pieniądze europejskie. Teraz one nie mają głównego wektora.
Minister Elżbieta Bieńkowska jest w rządzie chwalona.
Ona jest dobra, wspaniale realizuje swoje zadanie. Myślę że to dzięki temu, że była bezpartyjna.
Rozumiem, że to za mało.
Za mało, bo musi oglądać się na lidera. Inaczej ryzykowałaby, że w ogóle nic nie zrobi.
Czy w tym wygodnym systemie, który stworzyła Platforma będzie jakaś motywacja do kolejnej mobilizacji i uwolnienia energii o której pan mówi?
Tak, odpowiedzialność przed opinią publiczną.
A wierzy pan że Donald Tusk znajdzie taka siłę?
Namawiam go do tego i przeciwstawiam się pozoranctwu i obojętności.
Ale kadencja kończy się w 2015 r.?
A niektóre wybory są wcześniej. A mamy kruchą przewagę w parlamencie i sondażach. Czy my mamy kupować jakiś posłów? PSL przejęło czterech posłów po odejściu z PO Jarosława Gowina. Ale nie wiadomo jak się zachowa się Grzegorz Schetyna. Kampanie wyborcze mają to do siebie, że czasem niektórzy czują się potrąceni i zmieniają listy wyborcze.
A jeśli nic się nie zmieni, to pan zmieni listy wyborcze?
Nie zamierzam zmieniać. To jest ostatnia moja szansa, żeby odzyskać to, co przegraliśmy w „Solidarności". Nie stać mnie na drugą porażkę.
A w 2015 roku będzie pan legitymizował listy Platformy?
Na dzisiaj – nie, ale nie wynika to ze złości, tylko z pewnego planu życiowego, który polegał na tym, że póki będę mógł konstruktywnie i skutecznie wdrażać pewne projekty, to będę je osłaniać i bronić w oparciu o mandat. Ostatnia – już właściwie mała – rzecz to spłata zadłużenia wobec bojowników za Polskę, tych, co byli prześladowani w podziemiu, toczyli bój z komuną. Trzeba wyrównać ich krzywdy.
Czyli to pana ostatnia kadencja w polityce?
Tak mi się wydaje.
A gdyby Platformie udało się modernizować Polskę, to zostałby pan na jeszcze jedną, żeby w tym pomagać?
Jeśli by było takie wyzwanie i w tym praca dla mnie, a nie oczekiwanie, że będę podnosił grzecznie rączkę, to tak.
Czyli to jednak PO pana zawiodła?
Powiedziałbym, że zawodzi. Nie zawiodła jeszcze ostatecznie, jeszcze – jak sam pan powiedział – są choćby te dwa lata.
PiS może być skuteczną partią rządzącą?
Nie wiem, czy rządzącą, ale w opozycji odżył, mimo wielkich strat i olbrzymich błędów, jakie popełnił.
A może być szansą na modernizację?
Powiem szczerze, że przed nim ta szansa stoi, ale miał większą w tym pełniejszym składzie. I nie mówię o tych najbardziej znanych nazwiskach, których już nie ma. Nawet w moim okręgu listy mieli bardzo bogate. Tej samej wartości co PO. Dużo samorządowców, doświadczonych ludzi, dużo takich, którzy prowadzili organizacje pozarządowe i jeszcze część polityków doświadczonych w bojach. To były bardzo mocne listy.
A w tym ograniczonym składzie?
Są dużo słabsi. Zacznijmy od góry. Dobra partia to taka, która ma co najmniej dwóch kandydatów na ministra finansów. Pytam, gdzie ma choć jednego ministra? Czy będzie brał z importu, tak jak wziął Zytę Gilowską, by znów przygotować sobie porażkę?
A jak pan porównuje dwuletnie rządy PiS i kilkuletnie rządy PO, to kto lepiej reformował Polskę?
Sam pan to zdefiniował, trudno było przez dwa lata coś zrobić, natomiast PiS miał ambitny program. On odwołuje się do odwiecznych wartości, a PO do bardziej współczesnych.
A jeśli nie PO i nie PiS, to kto powinien zreformować kraj?
Póki co nie widzę skutecznej alternatywy dla PO. Niewątpliwie taką słabiutką szansę posiada SLD, oczywiście w koalicji z innymi.
Ale rządy SLD skończyły się klęską tej partii.
Tak, ale nie zawsze to się pokrywa. Właściwie SLD od początku Polski postsolidarnościowej było na porażkę skazane, a jednak dwukrotnie podniosło głowę, w tym raz dużo ponad poziom.
Tyle, że to partia, która wprost wywodzi się z krytykowanej przez pana PZPR.
Niektórzy. Nastąpiła tam zmiana pokoleniowa.
Szefem jest jednak znów Leszek Miller.
Ale Grzegorz Napieralski, Wojciech Olejniczak, czy nawet ci ze Stowarzyszenia Ordynacka, to już jest inne pokolenie, ale oczywiście ma pan rację, że ono jest zanurzone w tradycji.
A pan człowiek "Solidarności" mógłby się przyłączyć, by pomóc SLD w modernizacji?
Nie, nie mógłbym. Pan Bóg skazał mnie na "Solidarność" i jeśli będzie trzeba, to pójdę z nią choćby do piekła.