Do tej pory za najpotężniejszą kobietę w zjednoczonej Europie była uważana kanclerz Angela Merkel. Teraz ma konkurentkę. Niedzielne wybory do europarlamentu po raz pierwszy w historii wygrała we Francji Marine Le Pen i jej skrajnie prawicowy Front Narodowy.
– To jest trzęsienie ziemi – przyznaje francuski premier Manuel Valls, którego Partia Socjalistyczna otrzymała prawie dwa razy mniej głosów.
Nie lepiej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie po raz pierwszy od 100 lat wyborów nie wygrali ani laburzyści, ani torysi. Spektakularny sukces odniosła za to Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która cel ma jeden: wyprowadzić kraj z Unii.
Bruksela, jak często w przeszłości, sygnału wyborców zdaje się nie zauważać. – Partie popierające integrację stanowią wciąż zdecydowaną większość w europarlamencie – uspokaja odchodzący szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
Jednak Merkel sprawy widzi inaczej. – To jest nadzwyczajny i godny pożałowania wynik – przyznaje pani kanclerz.?Marine Le Pen już zaczęła bowiem zmieniać Unię, tyle że nie przez Brukselę, lecz przez Paryż. Pod jej naciskiem Valls zapowiedział obniżenie podatków, ale bez cięcia wydatków państwa. ?A to oznacza wzrost deficytu budżetowego drugiej potęgi eurolandu i dotkliwy cios w pakt fiskalny – najważniejszy projekt przeforsowany przez Berlin w okresie kryzysu. Sama kanclerz, która do tej pory wymagała od innych krajów Unii zaciskania pasa, pod wpływem Le Pen też zaczyna zmieniać front.