Liderka rankingu światowego wyszła pełna energii na kort nr 1, ten, na którym została juniorską mistrzynią Wimbledonu cztery lata temu. Weszła energicznie i można napisać, że to było mniej więcej wszystko z weselszych rzeczy do napisania.
Iga zaczęła mecz słabo. Uczenie się gry na trawie trwa. Za to rywalka, pani Lesley Pattinama Kerkhove (138. WTA) z Holandii, znana zasadniczo tylko w kręgach uczestniczek turniejów ITF, od początku wydawała się zaskakująco spokojna.
Może to dojrzały wiek, może świadomość, że na jej zwycięstwo nikt przesadnie nie liczy, dały jej spokój i pewność ręki. Objęła prowadzenie, dwukrotnie przełamując podanie Igi. Trzeba było czekać parę chwil na pobudkę polskiej tenisistki. Pobudka przyszła i spotkanie przybrało bardziej spodziewany obrót, choć nie przebiegło bez zacięć, czasem nawet z odrobiną stresu.
Rozmowa z Igą po meczu była interesująca, bo nasza kandydatka na mistrzynię wydaje się w pełni świadoma nieodostatków formy. – Zdawałam sobie sprawę, że rywalka naprawdę dobrze gra na trawie i, że stawia wszystko na jedną kartę. Grała bez kompleksów, bez oczekiwań i super to wykorzystała. Miała też trochę szczęścia: kilka piłek poszło po taśmie, ale na tych kortach to się zdarza, gdy spóźni się uderzenie. Ja chciałam konsekwentnie realizować swój plan: zakładałam, że ona zacznie kiedyś popełniać błędy, a ja to wykorzystam. Niewiele zmieniłam grę. W następnym meczu chciałabym bardziej wchodzić w kort, muszę zagrać solidniej i bezpieczniej – mówiła Iga.
Tradycja pytania o liczbę zwycięstw została zachowana. – 37? Szczerze? Podczas meczu kompletnie o tym nie myślę. To mi nic nie daje, więc nie ma to dla mnie większego znaczenia. Grając próbuję dowiedzieć się tylko, co zrobić lepiej na korcie – brzmiała odpowiedź.