Wspomnienia z hitlerowskiego piekła

65 lat temu, 27 stycznia 1945 roku, żołnierze 100. Lwowskiej Dywizji Piechoty 60. Armii I Frontu Ukraińskiego uwolnili 7 tysięcy więźniów obozu Auschwitz. Wcześniej straciło tam życie ponad milion ludzi. Telewizja publiczna pokaże pięć filmów dokumentalnych oraz uroczystości, które rozpoczną się na terenie obozu w środę o godz. 14.30

Publikacja: 21.01.2010 09:46

archiwum michała Bukojemskiego

archiwum michała Bukojemskiego

Foto: Rzeczpospolita

Obóz Auschwitz powstał w 1940 roku. Pierwszy transport – polskich więźniów politycznych – przybył 14 czerwca.

Potem miejsce to stało się świadkiem masowej zagłady polskich i europejskich Żydów, Polaków, Romów i jeńców sowieckich. Komendant Rudolf Hoess był doświadczonym zarządcą obozów koncentracyjnych, pracował w nich na terenie Niemiec już od 1934 roku. I to jego pomysłem było powieszenie nad bramą wjazdową motta, które oglądali dotąd jedynie więźniowie obozu w Dachau: „Arbeit macht frei” – „Praca czyni wolnym”. Niedawno o napisie zrobiło się głośno w związku z jego kradzieżą.

[srodtytul]Miłość silniejsza niż śmierć[/srodtytul]

Ponurą historię miejsca zagłady opowiedział Michał Bukojemski w pięcioodcinkowym cyklu „Z kroniki Auschwitz”. Dwa filmy: „Najdłuższy apel” oraz „Miłość” przypomni TVP Info (środa, godz. 23.45 i 0.12). Najdłuższy apel w historii obozu odbył się 6 lipca 1940 roku. Wzięło w nim udział 1500 więźniów. Właśnie wtedy Niemcy ustalili zasady obowiązujące w Auschwitz aż do końca – bezwzględne posłuszeństwo oraz brak jakichkolwiek skrupułów w stosunku do więźniów. W trakcie południowego apelu okazało się, że brakuje jednego osadzonego. Pozostali stali w dziesięciu rzędach, nie oszczędzono chorych i słabych. Początkowo kazano tkwić w przysiadzie z rękoma splecionymi na karku, później – na baczność. Mieli trwać na placu apelowym tak długo, aż śledztwo w sprawie ucieczki 18-latka przyniesie skutek. Kiedy ludzie mdleli, cucono ich wodą i dalej kazano stać... Drugi z dokumentów Bukojemskiego – „Miłość” to opowieść o silniejszym niż strach przed śmiercią uczuciu Żydówki Mali Zimetbaum i Polaka Edwarda Galińskiego.

[srodtytul]17-letni Edek przyjechał do Auschwitz [/srodtytul]

14 czerwca 1940 roku w pierwszym transporcie. Dwa lata później pojawiła się tam 22-letnia Mala. Zakochali się w sobie tak bardzo, że współwięzień Edka, z którym planował ucieczkę, zrezygnował z niej dla Mali. Uciekli 24 czerwca 1944 roku. Ona w kombinezonie roboczym, on w niemieckim mundurze, z częściowo skradzionymi, a częściowo podrobionymi dokumentami. Dwa tygodnie później Mala została zatrzymana w sklepie przez niemiecki patrol. Galiński mógł uciec, ale nie chciał pozostawić ukochanej. Deportowani do obozu, oboje zostali skazani na śmierć. Wyrok wykonano 22 sierpnia 1944 roku.

[srodtytul]Płacz zza drzwi łaźni[/srodtytul]

Jednym ze szczególnie tragicznych epizodów w historii Auschwitz jest działalność Sonderkommando, oddziału więźniów, których praca polegała na transportowaniu zwłok z komory gazowej do krematorium i paleniu ich w piecach. Jeden z nich, Henryk Mandelbaum, wspomina ten czas w reportażu „Anus mundi” zrealizowanym przez Wojciecha Królikowskiego (wtorek, TVP Polonia, godz. 21.55). Do Auschwitz trafił w 1941 roku z rodzicami jako młody chłopak. Pierwsze wrażenia były przerażające: druty pod prądem, co 50 metrów wieża strażnicza i karabiny maszynowe wycelowane w więźniów. Nie stracił jednak zimnej krwi, gdy przyszło do tatuowania numeru, prosząc o jak najmniejszy ślad. I tak został numerem 181970. Po trzech tygodniach wyznaczono go do pracy w Sonderkommando, ale nie wiedział wtedy, na czym polegać ma jego zajęcie. Potem zrozumiał, że ma dwa wyjścia – odmówić i zginąć, albo pracować, nie myśląc zbyt wiele. Określenia „anus mundi” użył w 1942 Heinz Thilo, lekarz SS, który obserwując zagazowywanie 500 kobiet, nazwał obóz „odbytem świata”. Bohater reportażu szczegółowo opowiada, jak wraz z innymi członkami Sonderkommando uprzątał ciała zagazowywanych, a wcześniej patrzył, jak szli na śmierć, sądząc, że udają się do łaźni. Mówi też o krzykach przerażenia i płaczu dochodzącym zza zamkniętych drzwi komory gazowej. Wstrząsająco brzmi relacja o przeszukiwaniu zwłok w poszukiwaniu kosztowności, złotych zębów wyrywanych później obcęgami. Esesmani pilnowali, by dokładnie sprawdzano każdy zakamarek ciała – nawet kobiece pochwy. Drastyczne są także realistyczne opisy palenia ciał.

[srodtytul]Dzieci rysowały i umierały[/srodtytul]

Nie mniej tragiczne opowieści o Holokauście przekazują bohaterowie amerykańskiego dokumentu „Widziane tymi oczami” (środa, TVP 1, godz. 23.30). Jego autorka Hilary Helstein ukazała tragedię wojny z perspektywy artystów, którzy byli dziećmi mieszkającymi w różnych krajach. Niemal z dnia na dzień przeżyły rozstania z najbliższymi, niepewność jutra, utratę bezpiecznego dzieciństwa. Dzięki wychowawcom uciekały do świata sztuki – rysowały, śpiewały, grały. Wiele z nich trafiło do czeskiego Teresina stworzonego przez Niemców jako „wzorowe getto”. Hitlerowcy dla potrzeb kręconych tam propagandowych filmów zbudowali nawet place zabaw dla dzieci, pozwolili uczyć je plastyki. Dzieci wystąpiły też w przedstawieniu operowym dla rówieśników „Brundibar”. Te, które przeżyły, wspominają, że zapominały wtedy o głodzie i o tym, gdzie są. Ale Teresin był tylko przystankiem w drodze do piekła Auschwitz. Szczególnie wstrząsające świadectwo daje w filmie Karl Stojka, autor ponad tysiąca rysunków, które sporządzał, nie chcąc zapomnieć niczego, co widział. Trafił do obozu jako cygańskie dziecko, po strasznej podróży, w czasie której oglądał wielokrotnie śmierć współpasażerów. – Świat, którego istnienia nie można było sobie wyobrazić – mówi krótko o Auschwitz. – W Teresinie jeszcze coś się miało, po przyjeździe do Auschwitz był koniec. Lądowało się w nowoczesnym piekle. Stojka był chłopcem na posyłki dr. Josefa Mengele, czyścił mu buty i kurtkę. Pryncypał postanowił ocalić chłopaka i jego rodzinę. Ale siedmioletniemu skrajnie wycieńczonemu bratu już nie można było pomóc.

Ten sam Mengele, przystojny trzydziestokilkulatek, z zimną krwią dokonywał selekcji na rampie obozu i z zapałem prowadził bez znieczulenia pseudoeksperymenty medyczne. Równocześnie w jednym z jego pokoi biurowych pracowała jego osobista malarka Dina Gottliebova Babbitt, która malowała portrety wybranym przez siebie modelom – opowiada o tym w filmie. Mengele podobno kochał sztukę. Swoje przeżycia z czasów Holokaustu przywołują także m.in. Samuel Bak, który – uznany za cudowne dziecko – miał pierwszą wystawę swoich prac w wieku dziewięciu lat w wileńskim getcie; Judith Goldstein, która obiecała swemu ojcu, że jeśli przeżyje wojnę, będzie malować, aby swoimi pracami opowiedzieć światu o tym, co widziała, a także Henry Rosmarin, mistrz harmonijki, który swoim wykonaniem utworu Schuberta zachwycił komendanta obozu koncentracyjnego i dzięki temu przeżył.

[srodtytul]Rozpaczliwe próby walki[/srodtytul]

O powstaniu żydowskim w warszawskim getcie opowiada film zrealizowany kilka lat temu przez izraelskich dokumentalistów „Ostatni bojownicy” (wtorek, TVP Info, godz. 23.45). Bunt wybuchł 19 kwietnia 1943 roku w już niemal wyludnionej dzielnicy będącej w trakcie ostatecznej likwidacji. Gdy na teren getta weszły hitlerowskie oddziały, powstańcy otworzyli ogień. Wydarzenia sprzed lat wspominają bojownicy, którzy zjechali do Warszawy z całego świata z okazji 65. rocznicy wybuchu powstania. M.in. Marek Edelman (zmarł w październiku 2009 roku), zastępca Mordechaja Anielewicza, komendanta powstania w getcie warszawskim, Masha Futermilch, Bronek Spiegel. Wszyscy byli członkami socjalistycznego, antysyjonistycznego Bundu współpracującego z polskim podziemiem. – Nie było wyjścia, trzeba było walczyć – mówi Edelman przed kamerą.

[ramka][b]Prawda musi łączyć[/b]

Kiedy kilka lat temu kręciłem cykl „Z kroniki Auschwitz”, było we mnie przekonanie, że takie filmy są jak przestrogi. Miałem nadzieję, że oglądając je, ludzie wyciągną wnioski na przyszłość i będą podejmować lepsze decyzje w przyszłości. Ale jak świat był poprzecinany wojnami – tak jest nadal. Do tego dochodzi jeszcze bezmyślność. Nie wiem, czy to dobre słowo, ale trudno określić ostatni akt wandalizmu, którym była kradzież napisu z obozu z Auschwitz. Zastanawiam się, w jakiej głowie mógł powstać taki pomysł i jedyne, co mi przychodzi na myśl, to stwierdzenie, że to musiał być objaw choroby psychicznej.

Czas obozów koncentracyjnych jest takim fragmentem historii świata, którego nie można zapomnieć. Nie wolno go też używać do manipulowania albo zabawy. Każdy z tych, którzy przeżyli, ma swój obóz w głowie. Jednak chciałem, by zrealizowane przeze mnie filmy nie były bezdusznym oświatowym wykładem, ale wywoływały emocje.

Serial był pokazywany w Wielkiej Brytanii na kanale tematycznym History Channel. Każdy z odcinków obejrzało wtedy około 800 tysięcy widzów, co było znakomitym wynikiem, tym bardziej że w tym samym czasie BBC emitowała serial o tej samej tematyce Laurence’a Reesa. Mój cykl został też zaprezentowany na Węgrzech i w Izraelu. To ważne, bo w tym drugim kraju niechętnie bywa przyjmowane to, co inne nacje mają do powiedzenia o Holokauście i II wojnie światowej. Mój partner z tamtejszej telewizji tłumaczył: „Nie może tak być, że idzie pierwszy, drugi film i nie ma w nim ani słowa o Żydach. Jeżeli nie powie się o nich zaraz na początku, to żydowska widownia wyłączy telewizor, a potem stwierdzi, że to kolejne kłamstwo gojów i światowej mafii antysemickiej”. A przecież na początku w obozie nie wyodrębniano Żydów jako nacji. Znaleźliśmy kompromisowe rozwiązanie. W napisach hebrajskich na pierwszej planszy był dodatkowy napis: „Na dwa lata przed wprowadzeniem w czyn ostatecznego rozwiązania – zagłady Żydów”. Bo oni nie wiedzą, że Auschwitz to nie tylko Żydzi, ale i Polacy. Miałem nadzieję, że „Z kroniki Auschwitz” stanie się jednym z materiałów edukacyjnych dla młodych mieszkańców Izraela przyjeżdżających dziś do Auschwitz. Niestety, to się nie udało, bo jeśli chodzi o źródła historyczne, mogą oni korzystać wyłącznie z materiałów opracowanych w swoim kraju.

[i]Michał Bukojemski, dokumentalista[/i]

[/ramka]

Obóz Auschwitz powstał w 1940 roku. Pierwszy transport – polskich więźniów politycznych – przybył 14 czerwca.

Potem miejsce to stało się świadkiem masowej zagłady polskich i europejskich Żydów, Polaków, Romów i jeńców sowieckich. Komendant Rudolf Hoess był doświadczonym zarządcą obozów koncentracyjnych, pracował w nich na terenie Niemiec już od 1934 roku. I to jego pomysłem było powieszenie nad bramą wjazdową motta, które oglądali dotąd jedynie więźniowie obozu w Dachau: „Arbeit macht frei” – „Praca czyni wolnym”. Niedawno o napisie zrobiło się głośno w związku z jego kradzieżą.

Pozostało 94% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu