14 czerwca 1940 roku w pierwszym transporcie. Dwa lata później pojawiła się tam 22-letnia Mala. Zakochali się w sobie tak bardzo, że współwięzień Edka, z którym planował ucieczkę, zrezygnował z niej dla Mali. Uciekli 24 czerwca 1944 roku. Ona w kombinezonie roboczym, on w niemieckim mundurze, z częściowo skradzionymi, a częściowo podrobionymi dokumentami. Dwa tygodnie później Mala została zatrzymana w sklepie przez niemiecki patrol. Galiński mógł uciec, ale nie chciał pozostawić ukochanej. Deportowani do obozu, oboje zostali skazani na śmierć. Wyrok wykonano 22 sierpnia 1944 roku.
[srodtytul]Płacz zza drzwi łaźni[/srodtytul]
Jednym ze szczególnie tragicznych epizodów w historii Auschwitz jest działalność Sonderkommando, oddziału więźniów, których praca polegała na transportowaniu zwłok z komory gazowej do krematorium i paleniu ich w piecach. Jeden z nich, Henryk Mandelbaum, wspomina ten czas w reportażu „Anus mundi” zrealizowanym przez Wojciecha Królikowskiego (wtorek, TVP Polonia, godz. 21.55). Do Auschwitz trafił w 1941 roku z rodzicami jako młody chłopak. Pierwsze wrażenia były przerażające: druty pod prądem, co 50 metrów wieża strażnicza i karabiny maszynowe wycelowane w więźniów. Nie stracił jednak zimnej krwi, gdy przyszło do tatuowania numeru, prosząc o jak najmniejszy ślad. I tak został numerem 181970. Po trzech tygodniach wyznaczono go do pracy w Sonderkommando, ale nie wiedział wtedy, na czym polegać ma jego zajęcie. Potem zrozumiał, że ma dwa wyjścia – odmówić i zginąć, albo pracować, nie myśląc zbyt wiele. Określenia „anus mundi” użył w 1942 Heinz Thilo, lekarz SS, który obserwując zagazowywanie 500 kobiet, nazwał obóz „odbytem świata”. Bohater reportażu szczegółowo opowiada, jak wraz z innymi członkami Sonderkommando uprzątał ciała zagazowywanych, a wcześniej patrzył, jak szli na śmierć, sądząc, że udają się do łaźni. Mówi też o krzykach przerażenia i płaczu dochodzącym zza zamkniętych drzwi komory gazowej. Wstrząsająco brzmi relacja o przeszukiwaniu zwłok w poszukiwaniu kosztowności, złotych zębów wyrywanych później obcęgami. Esesmani pilnowali, by dokładnie sprawdzano każdy zakamarek ciała – nawet kobiece pochwy. Drastyczne są także realistyczne opisy palenia ciał.
[srodtytul]Dzieci rysowały i umierały[/srodtytul]
Nie mniej tragiczne opowieści o Holokauście przekazują bohaterowie amerykańskiego dokumentu „Widziane tymi oczami” (środa, TVP 1, godz. 23.30). Jego autorka Hilary Helstein ukazała tragedię wojny z perspektywy artystów, którzy byli dziećmi mieszkającymi w różnych krajach. Niemal z dnia na dzień przeżyły rozstania z najbliższymi, niepewność jutra, utratę bezpiecznego dzieciństwa. Dzięki wychowawcom uciekały do świata sztuki – rysowały, śpiewały, grały. Wiele z nich trafiło do czeskiego Teresina stworzonego przez Niemców jako „wzorowe getto”. Hitlerowcy dla potrzeb kręconych tam propagandowych filmów zbudowali nawet place zabaw dla dzieci, pozwolili uczyć je plastyki. Dzieci wystąpiły też w przedstawieniu operowym dla rówieśników „Brundibar”. Te, które przeżyły, wspominają, że zapominały wtedy o głodzie i o tym, gdzie są. Ale Teresin był tylko przystankiem w drodze do piekła Auschwitz. Szczególnie wstrząsające świadectwo daje w filmie Karl Stojka, autor ponad tysiąca rysunków, które sporządzał, nie chcąc zapomnieć niczego, co widział. Trafił do obozu jako cygańskie dziecko, po strasznej podróży, w czasie której oglądał wielokrotnie śmierć współpasażerów. – Świat, którego istnienia nie można było sobie wyobrazić – mówi krótko o Auschwitz. – W Teresinie jeszcze coś się miało, po przyjeździe do Auschwitz był koniec. Lądowało się w nowoczesnym piekle. Stojka był chłopcem na posyłki dr. Josefa Mengele, czyścił mu buty i kurtkę. Pryncypał postanowił ocalić chłopaka i jego rodzinę. Ale siedmioletniemu skrajnie wycieńczonemu bratu już nie można było pomóc.
Ten sam Mengele, przystojny trzydziestokilkulatek, z zimną krwią dokonywał selekcji na rampie obozu i z zapałem prowadził bez znieczulenia pseudoeksperymenty medyczne. Równocześnie w jednym z jego pokoi biurowych pracowała jego osobista malarka Dina Gottliebova Babbitt, która malowała portrety wybranym przez siebie modelom – opowiada o tym w filmie. Mengele podobno kochał sztukę. Swoje przeżycia z czasów Holokaustu przywołują także m.in. Samuel Bak, który – uznany za cudowne dziecko – miał pierwszą wystawę swoich prac w wieku dziewięciu lat w wileńskim getcie; Judith Goldstein, która obiecała swemu ojcu, że jeśli przeżyje wojnę, będzie malować, aby swoimi pracami opowiedzieć światu o tym, co widziała, a także Henry Rosmarin, mistrz harmonijki, który swoim wykonaniem utworu Schuberta zachwycił komendanta obozu koncentracyjnego i dzięki temu przeżył.