– Dwudziestolatek w czerwonym aucie na pewno wykorzysta twoją chatę, zanim ją sprzeda – śmieje się jeden z bohaterów brytyjskiego filmu. Sprzedaje nieruchomości i świetnie zna metody pracy kolegów po fachu. Chętnie myszkują po powierzonych im nieruchomościach, nie oszczędzając szuflad z bielizną i wstydliwymi gadżetami gospodarzy. Lubią też zapraszać swoich znajomych na „wolną chatę”, nie troszcząc się o ewentualne szkody. By wzbudzić zaufanie klienta, trzeba przede wszystkim dobrze wyglądać – być modnie ubranym i opalonym, mieć dobry krawat. Wtedy łatwiej wcisnąć kit. Wielu chętnych na nowe lokum, zanim je obejrzy w pełnej krasie, ogląda tylko zdjęcia i czyta opis. To szerokie pole do popisu dla sprzedającego. W tym wypadku „do remontu” oznacza kompletną ruinę, „funkcjonalne” znaczy ciasne, a „ogród w stylu rustykalnym” jest niekoszonym od lat trawnikiem.

Dopełnieniem łgarstw są umiejętnie zrobione zdjęcia, na których nie widać stacji benzynowej znajdującej się niemal za ogrodzeniem domu albo słupa elektrycznego zajmującego eksponowaną część ogrodu. A gdy dochodzi do bezpośredniej prezentacji, fachowcy potrafią ukryć bolesne mankamenty nieruchomości. Jeśli np. dom znajduje się tuż przy torach kolejowych, umawiają się z klientem tak, by nie przejeżdżał wtedy żaden pociąg.

Nic dziwnego, że sondaże wskazują na sprzedawców nieruchomości jako na grupę zawodową, która wzbudza podobną niechęć jak politycy zwyciężający w rankingu braku zaufania społecznego...

[i]19.35 | tvp 2 | środa[/i]