Damy i huzary” to obok „Zemsty” najczęściej grana komedia Aleksandra Fredry. Od czasów lwowskiej premiery w 1900 roku przewinęła się właściwie przez wszystkie ważniejsze sceny teatralne naszego kraju. Utwór skrzy się humorem, prezentując, jak to zwykle bywa u Fredry, nasze ambicje, niespełnione marzenia i wyobrażenia o sobie. A całej opowieści przyświecają manewry miłosne.
Akcja tej jednej z niewielu fredrowskich komedii pisanych prozą dzieje się w majątku Majora, zatwardziałego kawalera, który wiedzie spokojny żywot w wiejskiej posiadłości. Często odwiedzają go tam towarzysze broni: Rotmistrz, Porucznik, Kapelan i dwóch starych huzarów. Spokój i harmonię ich świata narusza niespodziewany przyjazd sióstr gospodarza, siostrzenicy i kilku pokojówek.
Przedstawienie Olgi Lipińskiej wspiera się na znakomitych kreacjach aktorskich. Na niektóre z nich patrzy się ze szczególną nostalgią, bo ich wykonawców od dawna nie ma już wśród nas.
Spójrzmy choćby na Majora w interpretacji Marka Walczewskiego (na zdjęciu z prawej). Ta rola udowodniła, jak świetnie czuł komedię, choć na ogół obsadzany był w filmach psychologicznych, w postaciach czarnych charakterów. Bardzo popularny aktor filmowy i serialowy – Bronisław Pawlik zagrał Rotmistrza na miarę swoich wielkich poprzedników: Jaracza, Kurnakowicza czy Woszczerowicza.
Świetnie sprawdziła się także dziś już nieco zapomniana Ryszarda Hanin – jako Dyndalska, kobieta, która każdą swoją ideę potrafi urzeczywistnić z podziwu godną konsekwencją. Świetny duet stworzyła zwłaszcza z Zofią Kucówną (Aniela). Niezwykły talent komediowy potwierdził Jan Kobuszewski jako nieśmiały kapłan. A Bożena Dykiel (Zosia) pokazała, że zapowiadała się kiedyś na interesującą amantkę.