Film Douga Praya to opowieść o poszukiwaniu sensu życia wbrew zdrowemu rozsądkowi i normom społecznym. Jego bohater, Dorian Paskowitz, w latach 40. ubiegłego wieku ukończył medyczną uczelnię Stanforda. Wkrótce został cenionym lekarzem na Hawajach. Ale – w przeciwieństwie do kolegów po fachu – dla niego praktyka miała przede wszystkim wymiar charytatywny. – Nie umiem zarabiać na chorych ludziach – tłumaczy w filmie. Dlatego pacjentów leczył za darmo. W końcu wyjechał do Izraela, aby odnaleźć własne korzenie i promować ukochany surfing.
Jednak cel w życiu odnalazł dopiero po powrocie do Stanów. Porzucił wszystkie dobra materialne. Jego domem stał się samochód. A rytm dni wyznaczało podróżowanie od plaży do plaży w poszukiwaniu jak najwyższej fali i mistycznego kontaktu z naturą. Równie ważny był dla „Doca” Paskowitza seks. – To narzędzie stworzone przez Boga – podkreśla 84-letni Dorian. Długo szukał kobiety swojego życia. Wreszcie znalazł tę jedyną – półIndiankę, półMeksykankę. Urodziła mu dziewięcioro dzieci: ośmiu synów i córkę.
Nie posyłali ich do szkoły, choć Dorian odebrał staranne wykształcenie. Ważniejsze było umiłowanie totalnej wolności. Dlatego młodzi Paskowitzowie wychowywali się w niewielkim wozie kempingowym. Żyli jak grupa nomadów, ucząc się sztuki surfowania pod okiem wymagającego ojca, który po latach założył słynny obóz dla miłośników deski w San Diego.
Pierwsza część filmu sugeruje, że Paskowitzowi seniorowi udało się stworzyć idealną wspólnotę połączoną na trwałe miłością. Ale ten sympatyczny rodzinny obrazek w końcu pęka. Paskowitz zbudował swoją mini komunę, poświęcając marzenia i ambicje własnych dzieci. Nie przygotował ich do funkcjonowania w społeczeństwie, a kiedy zapragnęły żyć na własny rachunek – większość okazała się bezradna w starciu z codziennością. Jeden z synów Doriana opowiada, że zawsze chciał być lekarzem. Ale kiedy uświadomiono mu, że zaległości w nauce ma tak duże, że do college’u nie pójdzie przed 30-tką, rozpłakał się. Ostatecznie został... kucharzem.
Reżyser Doug Pray nie dociska rozmówców. Dla niego liczy się miłość do surfingu, poczucie nieskrępowanej wolności ucieleśnianej przez „Doca”. Tyle, że jej cena okazała się za wysoka.