Interesujący dokument „Francois Truffaut - autobiografia” przypomina sylwetkę jednego z najistotniejszych twórców europejskiego kina. Premiera w sobotę o 20.45 w Planete.
Atutem dokumentu są archiwalia z różnych etapów życia Truffaut, które pozwalają nie tylko wysłuchać jego opinii na temat kina, kręconych przez niego filmów, ale także namacalnie poczuć upływ czasu.
- Nie potrafiłbym zrobić filmu na zupełnie obcy mi temat - mówi Truffaut w dokumencie Anne Andreu. - Lubię utożsamiać się z bohaterem, myśleć, że mógłbym być w jego sytuacji.
Twierdził, że najciekawsze są trzy pierwsze filmy, które się realizuje. Swoje debiutanckie „400 batów” (1959) nakręcił mając 26 lat. Jak wyjaśniał, pokazywał w nim siebie jako 14-latka, którego nikt nie kochał i że ten obraz wyglądałby inaczej gdyby powstał wcześniej lub później.
- Miał bardzo trudne dzieciństwo i młodość - ujawnia Madeleine Morgenstern, była żona reżysera. - Nawet dla mnie ten film był wielkim przeżyciem. Dzięki niemu zrozumiałam fatalną serię zdarzeń, które doprowadziły Francois do zakładu dla młodocianych przestępców.
- W kinie i w życiu zależy mi na intensywności przeżyć - twierdził Truffaut.
Uważał, że filmy są doskonalsze niż życie. Jednak zapytany o definicję kina, z uśmiechem wyjaśnił, że jej nie poda. I przytoczył słowa Jeana Cocteu, odpowiadającego na pytanie, czym jest poezja: „jest niezbędna, ale nie wiem do czego”.
Jeanne Moreau opowiada o pracy w filmie „Jules i Jim”. Wspomina, że reżyser nie dawał konkretnych wskazówek, ale inspirującą swobodę.
- Miał też obsesję na punkcie kobiet, a raczej ich relacji z mężczyznami - pamięta aktorka.
Uwodzicielski wdzięk i charyzmę Truffaut podkreślają wszyscy występujący w filmie - i to nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. On sam twierdził, że robiąc filmy o uczuciach można pokazać tylko rozdarcie. I robił to: w „Miłości Adeli”, „Syrenie z Missisipi”, „Ostatnim metrze”, „Kobiecie z sąsiedztwa”, „Zielonym pokoju”. O tym ostatnim, opowiadającym o umarłych, a także sile wspomnień francuski reżyser mówił:
- Uważam, że to odmiana filmu o miłości. Z umarłymi możemy mieć równie burzliwe i skomplikowane związki jak z żywymi.
Truffaut nie poprzestawał jedynie na kręceniu filmów. Gdy 22 marca 1976 roku zadzwonił do niego z Los Angeles 29-letni Steven Spielberg i zaproponował mu rolę naukowca w swoim filmie „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” - zmienił wszystkie plany, by zagrać.
- Miałem nadzieję, że Truffaut będzie taki, jak jego filmy. I nie pomyliłem się - mówił Spielberg.
Swojemu mistrzowi, Alfredowi Hitchcockowi oddał hołd robiąc z nim wywiad-rzekę, z którego powstała książka.
W ostatnich miesiącach życia Truffaut pisał autobiografię, której nie zdążył dokończyć. Zmarł na raka mózgu 21 października 1984 roku mając 52 lata.
- Inspirował całe moje pokolenie - twierdzi Woody Allen. - Należał do gigantów kina.
O bohaterze filmu mówią także: Isabelle Adjani, Fanny Ardant, Milos Forman, Nathalie Baye, Catherine Deneuve.