Hollywood już wielokrotnie przypominało kluczowe momenty tego konfliktu – od propagandowych „Piasków Iwo Jimy" (1949) z Johnem Waynem przez paradokumentalną „Bitwę o Midway" (1970) po filozoficzną „Cienką czerwoną linię" (1998) Terrence'a Malicka.
Jednak „Pacyfik" to produkcja nowego typu. Nie tylko dlatego, że na jej realizację przeznaczono 150 milionów dolarów, a zamiast pojedynczego epizodu odtworzono z pietyzmem przebieg całej kampanii. W „Pacyfiku" patrzymy na zbrojne starcia z rzadko spotykanej wcześniej w kinie perspektywy. Równie ważne jak wielkie sceny batalistyczne są indywidualne przeżycia bohaterów, ich reakcje na wojenny koszmar.
W tym sensie „Pacyfik" podąża artystyczną ścieżką wytyczoną pod koniec lat 90. przez „Szeregowca Ryana" Stevena Spielberga, a ostatnio filmy o piekle na Pacyfiku autorstwa Clinta Eastwooda („Sztandar chwały" i „Listy z Iwo Jimy"). Łączy dbałość o historyczne szczegóły z wnikliwym studium psychologicznym.