Rodrigo, urodzony w 1431 roku, poszedł w ślady swego dobroczyńcy: konsekwentnie zdobywał kolejne tytuły i zaszczyty w hierarchii duchownej i świeckiej, by zostać wybranym na papieża w przesławnym 1492 r. Gdy Kolumb odkrywał Amerykę, nie zdając sobie z tego sprawy, gdy z Hiszpanii wypędzano Żydów, gdy w Wenecji powstawał pierwszy doskonale zorganizowany system monetarny, słowem – gdy rodziła się nowożytna Europa, w Stolicy Apostolskiej przejmował władzę człowiek, który miał zasłynąć jako najnikczemniejszy wśród przywódców Kościoła katolickiego. Aleksander VI, bo takie imię przyjął, nie zaprzeczał wielu zarzutom bądź nawet je potwierdzał. A oskarżano go o znacznie więcej. Miał kochanki i choć się tym nie chwalił, nie czynił też z tego wielkiej tajemnicy. Uwielbiał rozwiązły tryb życia: urządzane przez niego orgie stawały się wydarzeniem towarzyskim w kręgach zepsutej do szpiku kości arystokracji i powodem głębokiego oburzenia niższych warstw społecznych oraz tych spośród dobrze urodzonych, którzy kwestii sumienia i moralności nie traktowali wyłącznie instrumentalnie.
Dla Borgii libertynizm był nie tylko sposobem na życie, ale i stylem uprawiania polityki, a ta była jego drugą pasją. Własne słabości są doskonałym narzędziem poznawania cudzych – uczciwi i prawi często nie doceniają nieograniczonej głębi ludzkiego upadku – a stąd już tylko krok do korupcji, szantażu i opartych na strachu sojuszy. Rodrigo nie miał skrupułów, osiągał więc zamierzone cele ze skutecznością, która mogłaby inspirować Machiavellego. Oplótł siecią intryg cały Rzym, jemu też w rezultacie przypisywano uczynienie ze Świętego Miasta przedsionka piekieł, a nawet odpowiedzialność za desperackie wystąpienie Lutra. Gdy wymagało tego wzmocnienie własnego autorytetu, nie cofał się przed okrucieństwem i zbrodnią – ci, którzy go zawiedli lub stanęli mu na drodze, ginęli w nurtach Tybru lub konali otruci. Ilu z przeciwników Hiszpana zmarło śmiercią nienaturalną, historycy nie zdołają zapewne dokładnie ustalić już nigdy.
O występkach Borgiów pisano powieści i sztuki teatralne. I kręcono filmy
Aleksander VI był bodajże pierwszym papieżem, który oficjalnie przyznał, że ma dzieci. Co więcej, zadbał o ich kariery i odpowiednią pozycję w świecie dworów i koronowanych głów. Nie wahał się jednak równocześnie wykorzystać swoich potomków w realizacji własnych rozgrywek politycznych, a nawet, jak głosi wieść z epoki, w zaspokajaniu swych wszelakich pragnień. Wskazywał im drogę, którą sam uważał za najlepiej służącą budowaniu potęgi domu Borgiów. Nic więc dziwnego, że spadkobiercy Rodriga odziedziczyli po swoim rodzicielu nie tylko nieposkromioną żądzę władzy, ale i przekonanie, że żądza ta usprawiedliwia i uświęca środki.
Cesare Borgia, ukochany syn papieża, nie odnajdywał się w roli kościelnego hierarchy. Śnił o bardziej uniwersalnej i perspektywicznej jego zdaniem władzy świeckiej. Dowództwo nad armiami papieskimi i sukcesy wojenne oraz dyplomatyczne miały posłużyć spełnieniu jego największego marzenia – zdobycia własnego księstwa w Italii. Ktokolwiek przeszkodził mu w urzeczywistnianiu tej wizji, tracił wpływy, a czasem życie. Podobno ten zrodzony z konkubinatu młodzieniec zabił nawet swojego brata. Wielu badaczy odnosi się do tego punktu w jego biografii ze sceptycyzmem, bo źródła nie dostarczają niepodważalnych dowodów, ale rozpowszechnianą przez dekady pogłoskę uwiarygodniała liczba jej zwolenników, a poza tym pasowała do historii rodu. Po śmierci Aleksandra majestat utalentowanego intryganta zaczął blaknąć, marzenia się oddalały, aż w końcu przepadły pod murami jednego z zamków Nawarry, gdzie cieszący się sławą mistrza sztuki wojennej, butny hiszpański szlachcic poległ. Pozostała opowieść o synu równie bezwzględnym jak ojciec.
Córka papieża
Kolejną postacią, której warto poświęcić uwagę, była córka papieża Lukrecja. Równie ambitna jak męscy przedstawiciele rodziny, chciała zdobyć wszystko, co w owym czasie zdobyć mogła kobieta z warstwy uprzywilejowanej. Oczywiście w jej przypadku zdobyciu władzy służyły inne metody. Lukrecja była trzykrotnie zamężna, a chociaż każdy z tych związków został zaaranżowany przez jej ojca, zawierała je coraz bardziej świadoma możliwości, jakie ze sobą niosły. Mężowie dawali nazwiska, tytuły i alianse potrzebne rodzinie. Małżonka odwdzięczała się im na modłę Borgiów: pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem, kiedy wybranek z linii Sforzów przestał być politycznie użyteczny. Nie obyło się przy tym bez skandalu. Lukrecja powiła dziecko, a cały Rzym zastanawiał się, czy to owoc romansu z jednym z zaufanych ludzi Aleksandra, czy może nawet gorzej, dziedzic zrodzony z kazirodczej pokusy. Drugi mariaż przetrwał jedynie kilkanaście miesięcy, bo mąż został zamordowany. I znowu ulica szeptała, że pożegnał się z tym światem nie bez pomocy szwagra i za wiedzą teścia. Trzecie małżeństwo okazało się najtrwalsze. Lukrecja obdarzyła Alfonsa d'Este licznym potomstwem i, jak się mogło wydawać, dojrzała do roli statecznej towarzyszki życia swojego męża i przykładnej renesansowej damy. Romanse jednak wcale się nie skończyły, a zła sława kobiety rozwiązującej problemy za pomocą własnych wdzięków i trucizny – zależnie od tego, które z narzędzi mogło się w danej sytuacji okazać bardziej efektywne – kładła się cieniem na życiorysie pięknej księżnej. To istotne, że pięknej. Takie wyobrażenie córki papieża jest charakterystyczne i dla plebejskiego podania, trwalszego niż przekaz historyczny, i dobrze oddaje atmosferę włoskiego renesansu. Zło musi być piękne, aby było pociągające.