Mogłoby się wydawać, że przemówienie prezydenta RP wygłaszane na Placu Piłsudskiego przy okazji Narodowego Święta Niepodległości w momencie, gdy cykl wyborczy się zakończył, a do najbliższych wyborów mamy dwa lata, będzie dobrą okazją do tego, by dać Polakom trochę oddechu od rozgrzanego politycznego sporu i w czasie, gdy wokół zbierają się geopolityczne burze, spróbować przypomnieć o jakiejś fundamentalnej narodowej jedności. Mogłoby się tak wydawać, ale było zupełnie inaczej.
Swoją rękę przyłożyli do tego rządzący – gdy Karol Nawrocki był w Warszawie, Donald Tusk był w Gdańsku, a na trybunie obok prezydenta próżno było też wypatrywać drugiego najważniejszego dziś polityka KO, wicepremiera i szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Jeśli jednak liderzy KO postanowili przypomnieć o tym, jak wiele ich dzieli z prezydentem nieobecnością, Karol Nawrocki wyraził to dobitnie słowami.
Przemówienie Karola Nawrockiego na Placu Piłsudskiego, czyli lista tego, co nas dzieli
Czego w tym przemówieniu nie było? Były i obce ideologie, przenikające do polskich szkół z – o zgrozo! – Zachodu. – To nie nasze, to nie polskie – oburzał się Nawrocki. I już jasne, że jedność jednością, ale jak ktoś dał sobie zawrócić w głowie jakimś tam gender, to, przepraszamy, ale zapraszamy do innej wspólnoty. Bo Polska – jak stwierdził prezydent – nie będzie już pawiem i papugą narodów. Za znajomość poezji Juliusza Słowackiego należy się ocena co najmniej bardzo dobra, ale z budowania narodowej wspólnoty – nawet nie dostateczna.
Ale na tym przecież nie koniec. Dowiedzieliśmy się też, że prezydent jest zwolennikiem Unii Europejskiej, ale raczej skąpoobjawowo. Nawet nie dlatego, że głosi hasło „po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy”, bo to piękne hasło. Ale dlatego, że niemal na jednym oddechu z owym umiłowaniem przez prezydenta Wspólnoty Europejskiej Nawrocki mówił o obrażających pamięć walczących o wolność Polaków politykach gotowych „po kawałku oddawać polską wolność, niepodległość i suwerenność obcym instytucjom, trybunałom, obcym agendom,” i – tak, tak – ostatnim elementem tej wyliczanki jest Unia Europejska. UE w jednym szeregu z obcymi agendami to jednak umiarkowany euroentuzjazm. Nie wspominając o tym, że duża liczba osób, które nie dostrzegają w UE obcej tkanki znów ląduje co najmniej na marginesie narodowej wspólnoty.