Kronos czyli czas stracony

Każdy ma takiego Gombrowicza, na jakiego zasługuje, pomyślałem po obejrzeniu „Kronosa". Ale Teatr Polski we Wrocławiu będący dziś w czołówce scenicznej awangardy zasługiwał na dużo więcej - pisze Jan Bończa-Szabłowski.

Publikacja: 09.04.2014 18:26

"Kronos" Gombrowicza na deskach Teatru Polskiego w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego

"Kronos" Gombrowicza na deskach Teatru Polskiego w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego

Foto: materiały prasowe

Spektaklowi Krzysztofa Garbaczewskiego towarzyszyło duże zainteresowanie, a ten reżyser nie po raz pierwszy sięga po Gombrowicza.  Tym razem podjął się bardzo ambitnego zadania, a potem czując, że przeliczył się z siłami, a może cierpiąc i na twórczą niemoc zaproponował mizernej klasy podróbkę. Następnie zaś z miną odkrywcy Atlantydy przekonywał, że stworzył arcydzieło.  Teatr przyklasnął i „klaskaniem mając obrzękłe prawice" zaraził nim część krytyków.

Zawsze przecież znajdą się tacy, którzy widząc rzecz banalną, banalność jej odrzucają i doszukują się przynajmniej iskierki geniuszu.  Garbaczewski był na tyle przebiegły, że zabezpieczając się przed ewentualnymi atakami w jednej z prezentowanych wypowiedzi spektakl swój wyśmiał, uznał za nieporozumienie i kompletny banał. Tu miał rację. Pojawiający się na afiszu „Kronos Witolda Gombrowicza" z oryginałem nie ma nic wspólnego.

To miała być jedna wielka prowokacja, której ofiarą mieli paść widzowie. Zaczęło się od napisu „Spektakl odwołany". Potem grupa aktorów, Teatru Polskiego miała poczuć się Gombrowiczami i zrelacjonować własne historie. Spektakl właściwie nie miał początku ani końca. Przerywały go sekwencje filmowe, występy muzyczne. Wiele rzeczy, które się pojawiły, były kwestią przypadku. Tych, których nużyły zasłyszane opowieści, wpatrywali się bacznie w robota piszącego poszczególne wyrazy na ekranie. Jedna z ciekawszych opowieści Wojciecha Ziemiańskiego została w połowie przerwana przez opuszczenie kurtyny.

Okazuje się więc , że każdą chucpę można uznać jako przedsięwzięcie nowatorskie, kontrowersyjne, a tym, którzy tego nie docenią zarzucić  ignorancję, a przynajmniej brak poczucia humoru.

Po „Kronosie" wiem, jak Krzysztof Garbaczewski wystawi mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza". Zaprosi grupę aktorów, którzy mają wśród  znajomych kogoś o imieniu Tadeusz, by powiedzieli o swojej  z nim znajomości. Aktorzy będą popijali Soplicę i będzie ich oczywiście dwunastu, tyle ile ksiąg. W nieco perwersyjnej wersji dopuszczam też pojawienie się rozerotyzowanej aktorki jako księgi trzynastej. Powinna koniecznie wjechać na bryle lodu.

Jeśli przyjmiemy, że słowo Kronos, kojarzy się z chronos – czyli czas, to obejrzenie tego spektaklu było czasem ewidentnie straconym.

Jan Bończa-Szabłowski

 

 

Spektaklowi Krzysztofa Garbaczewskiego towarzyszyło duże zainteresowanie, a ten reżyser nie po raz pierwszy sięga po Gombrowicza.  Tym razem podjął się bardzo ambitnego zadania, a potem czując, że przeliczył się z siłami, a może cierpiąc i na twórczą niemoc zaproponował mizernej klasy podróbkę. Następnie zaś z miną odkrywcy Atlantydy przekonywał, że stworzył arcydzieło.  Teatr przyklasnął i „klaskaniem mając obrzękłe prawice" zaraził nim część krytyków.

Teatr
Wojna o teatr w Kielcach skończy się zarządem komisarycznym w Świętokrzyskiem?
Teatr
Ministra Wróblewska: Wojewoda świętokrzyski skontroluje konkurs w teatrze w Kielcach
Teatr
Drugi konkurs w kieleckim teatrze „ustawiony” pod osobę PiS z TVP Kielce?
Teatr
Czy „aniołek Kaczyńskiego” wywoła piekło w kieleckim Teatrze im. Żeromskiego?
Teatr
Czy władze Świętokrzyskiego ustawiały konkurs na dyrektora teatru w Kielcach?