Widzowie uwierzyli, że teatr, aby przyciągać uwagę, nie musi szokować, zamieniać się w codzienną gazetę sprowadzającą uniwersalne tematy do bieżących wydarzeń. O tym, że „Czarownice z Salem" Arthura Millera mogły się do tego nadawać, świadczyła warszawska inscenizacja utworu, w Teatrze Powszechnym, którą wielu odczytywało jako przestrogę przed rządami PiS.
W gdańskim Teatrze Wybreze Adam Nalepa, twórca znakomitej (ciągle nie pokazywanej w Warszawie) inscenizacji „Nie Boskiej Komedii" sięgając po utwór Millera odniósł się do pewnych ponadczasowych wartości, mechanizmów władzy, niezawisłości sądów, ale też do psychologii tłumu. Arthur Miller opowiedział XVI-wieczną historię, jak to grupa dziewcząt w Salem przyłapana przez miejscowego pastora na nocnych tańcach chcąc uniknąć odpowiedzialności przekonuje, że wpadła w trans pod wpływem szatana. Dodatkowo jedna z nich, Abigail Williams, poprzysięga śmierć żonie swego byłego chlebodawcy, z którym ma romans. Spokój w miasteczku, w którym wybucha histeria ma przywrócić sędzia Danforth. Miller ukazał więc narodziny szaleństwa, ludzką małość, interesowność, zawiść, koniunkturalizm i zwykłe tchórzostwo, ale też niezłomność i próbę poszukiwania prawdy. Obserwujemy sytuacje, kiedy ludzie dla ocalenia życia próbują wyrzec się siebie. W niedawnych przyjaciołach widzą donosicieli i wrogów.
Gdańskie „Czarownice z Salem" to świetny spektakl z precyzyjną reżyserią i znakomitym aktorstwem. Mirosław Baka grając Johna Proctora stworzył portret, prawego człowieka, który próbuje zapanować nad szaleństwem świata. Jest troskliwym mężem, choć przeżywa chwile słabości, bo czyż można być obojętnym na wdzięki Abigail granej przez Katarzynę Dałek. Świetny Cezary Rybiński to kapłan z ludzką twarzą, otwarty na człowieka, lojalny wobec przełożonych, ale nie zapominający o tym, że mamy prawo do błędów, a kościół do gestu miłosierdzia.. Sędzia (Piotr Domalewski) pod maską spokojnego młodzieńca skrywa zaś bezwzględnego służbistę, który dla kariery gotów jest dla nawiększą nikczemność.
Nastrój spektaklu doskonale buduje muzyka wykonywana na żywo przez Macieja Mirowskiego. A zwłaszcza piosenki wykonywane przez Sylwię Górę-Weber, grającą Titubę. Nie sposób nie wspomnieć o funkcjonalnej dekoracji. Las, w którym dziewczęta tańczą swój erotyczny taniec złożony jest z metalowych rurek, takich, jakie pojawiają się w dzisiejszych klubach go go.
A deszcz, który stale pada na scenę nie przynosi oczyszczenia, razem z rozsypaną na scenie ziemią tworzy błoto, w którym unurzani są niemal wszyscy bohaterowie opowieści.