Ten Gombrowicz opowiedziany jest lekko i z wdziękiem. Młody aktor i reżyser z Krakowa świetnie gra Gombrowiczowską ironią. Osią spektaklu jest postać Gonzala w interpretacji Pawła Sanakiewicza. Jest człowiekiem zagubionym w dzisiejszym świecie. Artystą wzdychającym za prawdziwym pięknem, tyleż nieskazitelnym, co nieosiągalnym. W tej opowieści bardziej staje się bezbronnym artystą minionej epoki budzącym sympatię, a czasem litość, niż perwersyjnym erotomanem.

Jak pisano w recenzjach, w każdej scenie odnaleźć można symetrię, porządek i dyscyplinę: czy to w ustawianiu aktorów, czy zakomponowaniu dekoracji, czy wreszcie w strukturze spektaklu – dwóch częściach, z których każda zaczyna się od pieśni. Początek opowieści – jeszcze przed podniesieniem kurtyny. Sam Witold Gombrowicz (Hubert Bronicki) wychodzi przywitać się z nami i prosi o wyłączenie telefonów komórkowych. Potem błyskawicznie cofamy się do sierpnia 1939 roku. Przenosimy na statek, by przybyć do Argentyny. Słychać szum fal, a na brzegu rozbrzmiewa argentyński hymn.

Czerpiąc z istoty prześmiewczego utworu Gombrowicza, Sieklucki ukazał bohaterów jak ludzką menażerię: Edward Janaszek jako Minister pysznił się kogucią postawą, pięknie kontrastując z niepozornie szarym Mirosławem Bielińskim – Radcą. Na psich zachowaniach i odruchach Dawid Żłobiński zbudował postać kundlowatego Pyckala, Janusz Głogowski, tworząc Ciumkałę, przypominał kwokę.

[i]24.10 (piątek), godz. 18[/i]