Amerykanin, który kierował agencją ds. uchodźców w pakistańskim mieście Kweta, zaginął ponad dwa miesiące temu. Wkrótce się okazało, że został porwany przez ugrupowanie Zjednoczony Front Wyzwolenia Beludżystanu (prowincja w południowo-zachodnim Pakistanie). Rebelianci zagrozili, że skrócą go o głowę, jeżeli pakistańskie służby bezpieczeństwa nie zwolnią z więzień 1100 osób.

Kiedy jednak kolejne ultimatum stawiane przez porywaczy upływało, nie wywołując reakcji władz, kontakt z nimi się urwał. Niespodziewanie w sobotę skontaktowali się z lokalną agencją prasową i poinformowali ją, że porzucili uprowadzonego w niewielkiej wiosce położonej około50 kilometrów od Kwety, w pobliżu granicy z Afganistanem.

Wcześniej w tym miejscu znalazł się przypadkowo Mohammed Anwar, właściciel pobliskiej restauracji. Opowiadał później dziennikarzom, jak – ku swemu zdumieniu – w przydrożnym rowie znalazł białego człowieka. Miał skrępowane ręce i nogi, głośno, po angielsku, wzywał pomocy. Sam Solecki nie wypowiadał się dla prasy. Przedstawiciele ONZ zapewnili jednak, że Amerykanin „jest zmęczony, ale czuje się OK.” W niedzielę wyruszył do USA, gdzie czeka na niego rodzina.

W Beludżystanie od 2004 ro- ku trwa antyrządowa rebelia. Mieszkańcy bogatej w bogactwa naturalne prowincji uważają, że rząd w Islamabadzie ich wykorzystuje. Domagają się większej części zysków ze sprzedaży ropy i gazu oraz autonomii politycznej dla swojej prowincji.W efekcie rebelii zginęło kilkaset osób. Beludżowie nie mają jednak w zwyczaju mordowania obcokrajowców, w przeciwieństwie do pakistańskich talibów. To właśnie ci ostatni na początku lutego zamordowali polskiego inżyniera.