Fabius zareagował natychmiast i niezwykle ostro. – Pogłoski, jakie rozsiewa „Liberation", nie są oparte na żadnych faktach – ostrzegł. Zapowiedział także podjęcie kroków prawnych wobec każdego, kto będzie „szargał jego dobre imię". I wystąpił do banków szwajcarskich o wydanie zaświadczenia, że w żadnym z nich nie zdeponował pieniędzy.
Dla francuskiej opinii publicznej to jednak za mało. W równie mocnych słowach w grudniu doniesieniom o posiadaniu konta w Szwajcarii zaprzeczał były już minister budżetu Jerome Cahuzac. Trzy miesiące później okazało się jednak, że kłamie. A wczoraj szwajcarska telewizja RTS podała, że przetransferował on ze Szwajcarii do Singapuru 15 milionów euro, a nie 600 tysięcy, jak do tej pory sądzono. Na dodatek zrobił to na podstawie sfałszowanego zaświadczenia francuskiego urzędu skarbowego, które dostarczył do szwajcarskiego banku Julius Baer.
Doniesienia „Liberation" wydają się tym bardziej wiarygodne, że gazeta jest związana z francuską lewicą. A Edwy Plenel, szef portalu śledczego Mediapart, który pierwszy odkrył aferę Cahuzaca, zapowiedział „kolejne rewelacje" wobec członków rządu, choć niekoniecznie związane z Fabiusem.
Z opublikowanego wczoraj sondażu wynika, że aż 77 proc. Francuzów uważa, iż ekipa socjalistyczna „jest skorumpowana". Tylko 22 proc. jest przeciwnego zdania.
Zdaniem konserwatywnego dziennika „Le Figaro" Francois Hollande całą sytuacją jest „wstrząśnięty". Podobno nie odzywa się do współpracowników i jest stale „podenerwowany". Dobić prezydenta miała zapowiedź Cahuzac, że mimo skandalu chce odzyskać fotel deputowanego do Zgromadzenia Narodowego z ramienia Partii Socjalistycznej. Zgodnie z francuskim prawem ustępujący minister ma do tego prawo, dopóki sąd nie orzeknie o jego winie. Cahuzacowi grozi do 10 lat więzienia i 700 tys. euro grzywny.