Dla nieuprzedzonych wrażenie jest rzeczywiście niezwykłe. Gdy w listopadzie 2010 roku przyjechałem do portugalskiej stolicy na szczyt NATO, miasto było pełne policji i wojska. A mimo to nawet na głównych ulicach co chwila uprzejmi mężczyźni zaczepiali mnie zachęcająco: heroina? A może spróbuje pan naszej kokainy? Najlepszy gatunek!
Decydując się na transakcje, klient nie ryzykuje w Portugalii właściwie nic. Choć, zgodnie z konwencjami ONZ, posiadanie narkotyków pozostaje nielegalne, policja uważa, że ktoś, kto ma przy sobie używki wystarczające na mniej niż 10 dni konsumpcji, popełnił tylko wykroczenie. Takie samo, jak parkując auto w niedozwolonym miejscu.
Limit wyznaczono na jeden gram heroiny, ecstasy i amfetaminy, dwa gramy kokainy i pięć gramów haszyszu. Ci, których przyłapano z większą ilością narkotyków, są uważani za dilerów, i jak wszędzie indziej w Europie ryzykują wysokim karami więzienia. Jednak wobec pozostałych policja ogranicza się do pouczenia bez wpisania do akt, a jeśli incydent powtórzy się w ciągu nadchodzących tygodni, odprowadza do specjalnych ośrodków na kurs uwolnienia się od uzależnień.
Portugalia uznała, że narkoman to nie przestępca, ale chory, który wymaga leczenia
– W przeciwieństwie do większości krajów świata uznaliśmy, że narkoman to nie przestępca, który łamie prawo i musi być karany, ale człowiek chory, który wymaga leczenia. To całkowicie zmienia naszą logikę działania – mówił tygodnikowi „Der Spiegel" lekarz i pomysłodawca reformy z 2001 roku Joao Goulao.