Sarkozy, który był już prezydentem w latach 2007–2012 r. i przegrał niewielką różnicą głosów z François Hollande'em, zapowiedział w minionym tygodniu powrót do polityki. W listopadzie chce odzyskać przywództwo konserwatywnej Unii na rzecz Ruch Ludowego (UMP), a następnie podjąć walkę o Pałac Elizejski.
– To nie jest kwestia moich ambicji. Ja po prostu nie mam wyboru. Nie mogę patrzeć bezczynnie, jak mój naród traci nadzieję na lepszą przyszłość – tłumaczył Sarkozy swoją decyzję w sieci telewizyjnej France 2.
Nie wszyscy Francuzi podzielają tę opinię. Przeciwnie, 60 proc. z nich uważa, że powrót „Super Sarko" nie jest dobrą wiadomością dla kraju. Mimo to Emanuel Riviere, dyrektor największego instytutu badania opinii publicznej TNS Sofres, uważa, że szanse Sarkozy'ego na wygranie wyborów prezydenckich są dziś „bardzo duże".
– Wyborcy umiarkowanej prawicy oczekują powrotu „zbawcy", który wyprowadzi kraj na prostą. To długa tradycja, która wywodzi się jeszcze z czasów Bonapartego. Sarkozy znakomicie się wpisuje w takie oczekiwania. Ale także pozostali Francuzi liczą na prezydenta, który będzie przeciwieństwem François Hollande'a. Mają dziś wrażenie, że krajem nikt nie kieruje, i chcą to zmienić – tłumaczy „Rz" Riviere.
W walce o przywództwo UMP Sarkozy nie ma poważnych kontrkandydatów. Były prezydent zapowiedział, że całkowicie przebuduje to ugrupowanie, zmieni także jego nazwę. Chce, aby jego program przełamał tradycyjny podział na prawicę i lewicę. To jednak nie będzie łatwe.