Morderca wszedł wieczorem na cotygodniowe czytanie Biblii. Policjanci prowadzący śledztwo ze zdumieniem odkryli, że 21-letni Dylann Roof prawie godzinę siedział w świątyni wraz ze swoimi przyszłymi ofiarami, nim zaczął do nich strzelać.
Na miejscu zabił osiem osób, jedna zmarła po przewiezieniu do szpitala. Jednym z zabitych był pastor Clementa Pinckney – członek legislatury stanu Karolina Południowa. Jego śmierć i to, że został zabity właśnie w kościele, wywołały największy szok zarówno w Charlestonie, jak i w całym USA. „Wejście do kościoła i strzelanie do modlących się ludzi (...) jest najpodlejszym czynem, jaki w ogóle można sobie wyobrazić" – powiedział szef policji w Charlestonie Greg Mullen.
Wszystkie ofiary były czarnymi mieszkańcami miasta. W dodatku świątynia Afrykańskiego Metodystycznego Kościoła Episkopalnego, w której zginęli, jest jedną z największych i najstarszych czarnych kongregacji religijnych na południu USA. Jednym z trzech jej założycieli był Denmark Vesey, przywódca buntu niewolników w 1821 roku (sam był już wtedy wolnym człowiekiem).
Policja sklasyfikowała mord jako „zbrodnię z nienawiści". Określenie to obejmuje przemoc o podłożu rasowym, płciowym „i jakichkolwiek uprzedzeń".
– W ciągu ostatnich 30 lat Amerykanom udała się rzecz niebywała, usunęli rasizm z dyskursu publicznego. Ale przecież nie sposób zapanować nad ludzkimi umysłami – powiedział „Rz" prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista. Jednocześnie jednak zastrzegł, że jest zbyt wcześnie, by kwalifikować charlestońską „zbrodnię z nienawiści" jako rasistowską.