Miało się to stać jeszcze przed wyborczym zwycięstwem ugrupowania obecnego premiera Bidziny Iwaniszwilego, a więc za czasów, gdy rządzili ludzie prezydenta Micheila Saakaszwilego. Ówczesny szef żandarmerii Legis Kardawa polecił zbieranie informacji o homoseksualistach, którzy nie ujawnili swej orientacji seksualnej. Byli później szantażowani i zmuszani do współpracy.
A potem agencji-geje kontaktowali się z ważnymi osobistościami, podejrzewanymi o skłonności homoseksualne. Zapraszali ich do odpowiednio przygotowanych mieszkań, pełnych urządzeń podsłuchowych i kamer. Według prokuratury, chodziło o to, by nakłonić owe osobistości do "pełnej lojalności wobec ówczesnego reżimu politycznego".
Nie wiadomo, co stało się z agentami-gejami po zwycięstwie Iwaniszwilego w październiku 2012 r. Aresztowano trzech funkcjonariuszy żandarmerii wojskowej ale zostali potem wypuszczeni za kaucją. W telewizji gruzińskiej pokazano fragmenty filmów, nagranych podczas akcji, ale twarze występujących w nich osób zostały zasłonięte.
Obecne władze Gruzji dowodzą, że współpracownicy Saakaszwilego działali w sposób sprzeczny z prawem, łamiąc prawa człowieka. Zatrzymanych zostało kilku byłych ministrów, wiceministrów i innych wysoko postawionych urzędników, także z Ministerstwa Obrony. Wywołało to krytykę zagranicy; Iwaniszwilemu zarzucano, że tak naprawdę mści się, bo nim doszedł do władzy miał poważne problemy - odebrano mu gruzińskie obywatelstwo, a na niego oraz jego współpracowników nakładano rozmaite kary.