Benedykt XVI od jakiegoś czasu wyraźnie odchodzi od ścisłej więzi ze swoim poprzednikiem i zaczyna kreować własną politykę, szczególnie w kwestiach doktrynalnych. Po miesiącach nieustannego odwoływania się do Jana Pawła II przyszedł czas na pokazanie oblicza własnego pontyfikatu.Wyraźnym sygnałem takiej postawy jest najnowsza encyklika „Spe salvi”, w której nie znajduje się ani jedno odniesienie do Jana Pawła II. Zmianie (choć nieco mniej dostrzegalnej) uległ również stosunek do innych religii, ze szczególnym uwzględnieniem islamu, a nawet polityka zagraniczna Stolicy Apostolskiej.
Wszystko to razem układa się w obraz, który można by określić – posługując się historycznym pojęciem przypomnianym ostatnio przez Jarosława Kaczyńskiego – restauracją. Ale nie byłaby to opinia do końca prawdziwa. Lepiej więc mówić o delikatnej korekcie kursu związanej z odmienną niż u Wojtyły perspektywą teologiczną i filozoficzną, a także eklezjalną, jaką prezentuje – od zawsze – Benedykt XVI.
Najlepiej tę zmianę dostrzec można w polityce międzywyznaniowej i międzynarodowej, jaką prowadzi obecny papież. W odróżnieniu od swojego poprzednika rzadko decyduje się on na spektakularne gesty. Zdecydowanie bardziej wierzy też w skuteczność dyplomacji niż w osobiste kontakty i siłę symboli. Pewnie dlatego, inaczej niż Jan Paweł II, nie zdecydował się na spotkanie z Dalajlamą czy przeniósł arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza z Moskwy na Białoruś.
Obie te decyzje pokazują wyraźnie, że wyznaczając sobie strategiczne cele – w tym przypadku jest to pojednanie z prawosławnymi, którego głównym przeciwnikiem pozostaje Rosyjska Cerkiew Prawosławna, oraz zapewnienie relatywnego bezpieczeństwa chińskim katolikom – Benedykt XVI skłonny jest raczej do twardego stąpania po ziemi, kiedy trzeba ustępstw, niekiedy nawet bolesnych dla osób i wspólnot, których one dotyczą (wystarczy tu przypomnieć, jak komentowali odwołanie abp. Kondrusiewicza jego diecezjanie).
Taka polityka oznacza – w pewnym stopniu – powrót do dyplomacji watykańskiej sprzed pontyfikatu Jana Pawła II, do czasów Piusa XII, Jana XXIII i Pawła VI. Jak ówcześni sekretarze stanu, tak i obecna kuria rzymska szuka raczej porozumienia z władzami niechętnych Stolicy Apostolskiej krajów, oferując w zamian dogadanie się, dialog, a niekiedy całkiem poważne ustępstwa. Jednym słowem polityczna gra i świadomość geostrategicznych uwarunkowań w miejsce nieliczącego się nieraz z okolicznościami prorockiego zaangażowania papieża z Polski, który w apogeum twardego breżniewowskiego komunizmu nie wahał się podjąć walki o wolność dla krajów znajdujących się za murem berlińskim.