To była najdroższa kampania w historii ukraińskiej stolicy. Najważniejsi kandydaci wydali na nią 200 – 250 milionów dolarów, na reklamy, zamówione teksty w prasie, udziały w popularnych telewizyjnych programach oraz przekupywanie wyborców (prokuratura już wszczęła dochodzenie w tej sprawie).
Rekordowa jest też liczba chętnych – aż 70 kandydatów.
– W masowym wyścigu kandydaci zapomnieli o najważniejszym: programach, ideologii, celach. Na pierwszym planie najbardziej widoczna była walka – mówi „Rz” Ołeksandr Czernenko, rzecznik Komitetu Wyborców Ukrainy.
Stawka jest wysoka. – Chodzi nie tylko o pozycję w polityce czy biznesie. Wybór mera Kijowa może mieć kluczowy wpływ na rozwój kariery najważniejszych graczy na ukraińskiej scenie politycznej oraz ich szanse w wyborach prezydenckich na początku 2010 roku – prognozuje kijowski politolog Wadym Karasiow. I dodaje: – Moim zdaniem najbardziej może stracić premier Julia Tymoszenko, inicjatorka dymisji Czernioweckiego. Ponieść uszczerbek może także inne ugrupowanie z pomarańczowego obozu: prezydencki blok Nasza Ukraina, a kijowianie będą chcieli postawić na liderów nowych ugrupowań politycznych.
Według socjologów Julia Tymoszenko może mieć powody do zmartwień: sondaże dają przewagę merowi, któremu wypowiedziała wojnę. Bukmacherzy również chętniej stawiają na Leonida Czernioweckiego, byłego deputowanego Naszej Ukrainy, której honorowym przywódcą jest prezydent Wiktor Juszczenko, i twórcy potężnej sieci bankowej Pravex.