Gdyby plan miał być zrealizowany w obecnym kształcie, oznaczałoby to, że bohaterski, niemal czteroletni opór Ukrainy wobec rosyjskiej agresji był całkowicie daremny. Równie dobrze Kijów mógł w 2022 r. oddać Donbas Rosji i wyrzec się starań o członkostwo w NATO – znalazłby się wówczas mniej więcej w tym samym punkcie, w którym miałby się znaleźć teraz, ale uniknąłby olbrzymich strat ludzkich, zniszczeń infrastruktury w całym kraju i nadal kontrolowałby cały obwód zaporoski i chersoński. Jeśli na mocy planu pokojowego Ukraina miałaby się znaleźć w gorszej sytuacji, niż byłaby, gdyby trzy lata temu skapitulowała wobec żądań Rosji, to trudno mówić o zwycięstwie.
Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy? Są niepokojące zastrzeżenia
Jedyną iskierką nadziei są gwarancje bezpieczeństwa, o których pisze portal Axios – te miałyby być zapewnione na podstawie odrębnej umowy i przypominać gwarancje, jakie daje członkom NATO artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Tu jednak diabeł może tkwić w szczegółach, bo jednocześnie plan pokojowy wyklucza nie tylko członkostwo Ukrainy w Sojuszu, ale nawet możliwość rozmieszczenia przez NATO sił na terytorium Ukrainy.
Ponadto w kilku miejscach pojawiają się adnotacje, że gdyby Ukraina podważała terytorialne status quo, które powstanie w wyniku wojny (czyli próbowała odzyskać jakąś część z 1/5 terytorium, które straci na rzecz Rosji), wówczas gwarancje bezpieczeństwa straci. Straci je także, gdyby przeprowadziła atak rakietowy na Moskwę czy Petersburg – ten punkt wygląda jak grunt pod ewentualną rosyjską prowokację, bo dlaczego Ukraina miałaby taki atak przeprowadzać narażając się na odwet atomowego mocarstwa?
Czytaj więcej
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, po spotkaniu w Kijowie z Danielem Driscollem, sekretarzem a...
Dlaczego plan pokojowy Donalda Trumpa musi niepokoić Polaków?
Z perspektywy Polski najgorsze jest to, że plan sankcjonuje podboje terytorialne Rosji, zrywając na dobre z powojenną zasadą, iż granic nie zmienia się siłą, która miała być fundamentem globalnego bezpieczeństwa. Teraz okazuje się, że granic nie zmienia się siłą, chyba że ktoś zdecyduje się je zmienić. Jako że tym kimś jest akurat Rosja, nasz wielki sąsiad, trudno przyjmować to spokojnie do wiadomości.