Reklama
Rozwiń
Reklama

Artur Bartkiewicz: Plan pokojowy Donalda Trumpa. Czy już rozumiecie, że to nasza wojna?

Plan pokojowy Donalda Trumpa, którego szczegóły ujawnił portal Axios, przypomina próbę zawarcia umowy z wilkiem zgodnie z którą pożerana właśnie przez niego owca będzie ostatnim mięsnym posiłkiem przed przejściem na wegetarianizm. Założenie może i szlachetne, w praktyce tylko wilk będzie syty.

Publikacja: 21.11.2025 10:38

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: REUTERS

Gdyby plan miał być zrealizowany w obecnym kształcie, oznaczałoby to, że bohaterski, niemal czteroletni opór Ukrainy wobec rosyjskiej agresji był całkowicie daremny. Równie dobrze Kijów mógł w 2022 r. oddać Donbas Rosji i wyrzec się starań o członkostwo w NATO – znalazłby się wówczas mniej więcej w tym samym punkcie, w którym miałby się znaleźć teraz, ale uniknąłby olbrzymich strat ludzkich, zniszczeń infrastruktury w całym kraju i nadal kontrolowałby cały obwód zaporoski i chersoński. Jeśli na mocy planu pokojowego Ukraina miałaby się znaleźć w gorszej sytuacji, niż byłaby, gdyby trzy lata temu skapitulowała wobec żądań Rosji, to trudno mówić o zwycięstwie. 

Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy? Są niepokojące zastrzeżenia

Jedyną iskierką nadziei są gwarancje bezpieczeństwa, o których pisze portal Axios – te miałyby być zapewnione na podstawie odrębnej umowy i przypominać gwarancje, jakie daje członkom NATO artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Tu jednak diabeł może tkwić w szczegółach, bo jednocześnie plan pokojowy wyklucza nie tylko członkostwo Ukrainy w Sojuszu, ale nawet możliwość rozmieszczenia przez NATO sił na terytorium Ukrainy.

Ponadto w kilku miejscach pojawiają się adnotacje, że gdyby Ukraina podważała terytorialne status quo, które powstanie w wyniku wojny (czyli próbowała odzyskać jakąś część z 1/5 terytorium, które straci na rzecz Rosji), wówczas gwarancje bezpieczeństwa straci. Straci je także, gdyby przeprowadziła atak rakietowy na Moskwę czy Petersburg – ten punkt wygląda jak grunt pod ewentualną rosyjską prowokację, bo dlaczego Ukraina miałaby taki atak przeprowadzać narażając się na odwet atomowego mocarstwa? 

Czytaj więcej

Wołodymyr Zełenski gotów do „uczciwej pracy” nad planem pokojowym. Są znane jego nowe szczegóły

Dlaczego plan pokojowy Donalda Trumpa musi niepokoić Polaków?

Z perspektywy Polski najgorsze jest to, że plan sankcjonuje podboje terytorialne Rosji, zrywając na dobre z powojenną zasadą, iż granic nie zmienia się siłą, która miała być fundamentem globalnego bezpieczeństwa. Teraz okazuje się, że granic nie zmienia się siłą, chyba że ktoś zdecyduje się je zmienić. Jako że tym kimś jest akurat Rosja, nasz wielki sąsiad, trudno przyjmować to spokojnie do wiadomości. 

Reklama
Reklama
Rosyjskie podboje na Ukrainie

Rosyjskie podboje na Ukrainie

Foto: PAP

Ale jeszcze gorsze jest uznanie, że Rosja – najwyraźniej – ma prawo do decydowania o przyszłości NATO. Jak inaczej bowiem interpretować to, że plan pokojowy dla Rosji i Ukrainy przewiduje nie tylko, że Ukraina do Sojuszu nie wejdzie, ale że NATO w ogóle nie będzie już się rozszerzać. A jakby tego jeszcze było mało – to w planie pojawia się punkt, iż w Polsce będą stacjonować europejskie myśliwce. Dlaczego jest to w ogóle przedmiotem zainteresowania w tej sprawie? Polska jest członkiem NATO – mogą tu stacjonować dowolne siły Sojuszu Północnoatlantyckiego. Czy nie jest to powrót do postulatów Rosji z grudnia 2021 r., by siły NATO zostały wycofane z terenu państw, które przystąpiły do Sojuszu po 1997 r. (w tym Polski)? To ostatni moment, by wszyscy zrozumieli, co oznacza formułka „to również nasza wojna”. 

W świetle tego wszystkiego trudno czuć się uspokojonym tym, że Rosja ma się zobowiązać, iż powstrzyma się od atakowania sąsiadów. Bo czy naprawdę wierzymy, że wilk, gdy już pożre owcę, która pada właśnie jego ofiarą, stwierdzi, że przejadła mu się już jagnięcina i teraz zajmie się poezją i filozofią? Zwłaszcza, że najwyraźniej, by go nie prowokować, demontujemy ogrodzenia (patrz ograniczenie liczebności ukraińskiej armii, zakaz stacjonowania wojsk NATO na Ukrainie) i zapraszamy go do naszej zagrody (patrz: zapowiedź powrotu Rosji do grupy G7 i ponownego włączenia jej do światowej gospodarki), przy jednoczesnym niestępieniu zębów wilka (bo w planie próżno szukać np. ograniczeń dotyczących rozbudowywanej właśnie do 1,5 mln żołnierzy rosyjskiej armii). Co może pójść nie tak?  

Gdyby plan miał być zrealizowany w obecnym kształcie, oznaczałoby to, że bohaterski, niemal czteroletni opór Ukrainy wobec rosyjskiej agresji był całkowicie daremny. Równie dobrze Kijów mógł w 2022 r. oddać Donbas Rosji i wyrzec się starań o członkostwo w NATO – znalazłby się wówczas mniej więcej w tym samym punkcie, w którym miałby się znaleźć teraz, ale uniknąłby olbrzymich strat ludzkich, zniszczeń infrastruktury w całym kraju i nadal kontrolowałby cały obwód zaporoski i chersoński. Jeśli na mocy planu pokojowego Ukraina miałaby się znaleźć w gorszej sytuacji, niż byłaby, gdyby trzy lata temu skapitulowała wobec żądań Rosji, to trudno mówić o zwycięstwie. 

Pozostało jeszcze 82% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy oswajają się z migracją
Komentarze
Marek Kozubal: Czego nie widać na „Horyzoncie”. Czy wojsko jest od ochrony torów?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polityczne zawieszenie broni – jak Donald Tusk chce wciągnąć Karola Nawrockiego w pułapkę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Ukraina to nie Gaza. O pokój będzie Donaldowi Trumpowi znacznie trudniej
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Obywatele Ukrainy dywersantami. Jakich wniosków z tego nie wyciągać
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama