Na dzisiejszym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych w Brukseli Radosław Sikorski zaproponuje stworzenie Wschodniego Partnerstwa. Chodzi o zacieśnienie współpracy między Unią Europejską a pięcioma państwami wchodzącymi niegdyś w skład ZSRR.
Zgodnie z polską koncepcją mieszkańcy tych państw mogliby liczyć na ułatwienia wizowe, a z czasem zostaliby objęci ruchem bezwizowym. Wszystkie kraje weszłyby do strefy wolnego handlu w sferze produktów rolnych i usług.
Szczegóły Wschodniego Partnerstwa mają być uzgadniane za miesiąc na czerwcowym szczycie Unii Europejskiej. Jedną z najtrudniejszych kwestii do rozwiązania pozostaje sprawa finansowania projektu. Kraje Unii toczą zacięty bój o środki na pomoc dla swoich sąsiadów. Do tej pory kraje Europy Wschodniej przegrywały z południem Europy. Trafiało do nich zaledwie 30 proc. pieniędzy z budżetu na unijną politykę sąsiedztwa. To za pieniądze z tego budżetu prezydent Francji Nicolas Sarkozy chciał zbudować Unię Śródziemnomorską. Berlin i Komisja Europejska powiedziały jednak stanowczo „nie”.
Polska zyskała już dla swojego projektu poparcie najważniejszych graczy w UE, m.in. Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Prowadząc zakulisowe rozmowy, nasza dyplomacja skorzystała z politycznego wsparcia Szwecji. Razem z Sikorskim koncepcję partnerstwa przedstawi w Brukseli szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt. – Chodziło o to, by uniknąć sytuacji, w której ktoś odrzuci projekt tylko dlatego, że został zgłoszony przez nowy kraj członkowski Unii – mówią nieoficjalnie dyplomaci.
Bolesną nauczką okazała się koncepcja energetycznego NATO zgłoszona w 2006 roku przez rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Polski pomysł, nieskonsultowany wcześniej z partnerami, został wtedy odrzucony przez UE, a teraz jest zgłaszany przez niemiecką chadecję jako jej własny.