Nerwowo jest w PO. W ostatnich eurowyborach osiągnęła historyczny rekord poparcia, ale nikt nie ma złudzeń, że to się powtórzy w maju przyszłego roku, kiedy to najprawdopodobniej odbędą się kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego.
– Każdy myśli, co będzie dalej. Jest niepewność, czy będę na liście, na jakim miejscu, jakie poparcie będzie miała partia – zdradza europosłanka PO Lena Kolarska-Bobińska.
Uposażenie kusi
Dr Jarosław Flis, który bada systemy wyborcze, wskazuje, że podczas wyborów do PE w Polsce jest prosty przelicznik. 1,8 proc. poparcia dla partii przekłada się na jeden mandat. – Żeby mieć 20 europosłów, trzeba uzyskać 36 proc. głosów – tłumaczy.
Teraz Platforma ma 25 mandatów. Jednak w ostatnim czasie w europarlamencie krążą wyniki różnych badań. W zleconym przez SLD, które przywołują politycy PO, ocenia się, że Platforma mogłaby liczyć na 18–20 miejsc. Przedstawiciele PiS chętniej powołują się na badania EPP – europarlamentarnej frakcji PO. Wynika z nich, że może dojść do zamiany ról – to partia Tuska miałaby uzyskać 15 mandatów, a ugrupowanie Kaczyńskiego – 25.
Liczących się kandydatów jest w PO zbyt wielu. Obecni deputowani dążą do reelekcji, ale Tusk już obiecał kilka miejsc. Według informacji „Rz" pewni startu mogą być: minister nauki Barbara Kudrycka oraz minister administracji i cyfryzacji Michał Boni, który stoczy trudny bój na Mazowszu – tu Platforma jest zagrożona utratą mandatu.