Konsumenci mają prawo nieodpłatnie oddać małe zużyte urządzenia elektryczne i elektroniczne (których dłuższy bok ma maksymalnie 25 cm) do sklepów, w których jest taki asortyment i mają powierzchnię handlową powyżej 400 mkw. Przy zakupie z dostawą dużych urządzeń do domu (np. pralka, lodówka) też mogą oddać stare urządzenie, ale takie samo. Czyli jeśli kupili lodówkę, mogą oddać starą.
Są jednak obawy, że te rozwiązania te powiększą zbiórki elektroodpadów. Nadal bowiem urządzenia, które mają w sobie dużo metali, trafiają na złomowiska. I często nie są ewidencjonowane jako zużyty sprzęt, ale jako złom.
Z tego powodu w legalnym systemie zbiórki i przetwarzania zużytych sprzętów może zabraknąć w tym roku 30 tys. ton odpadów koniecznych do osiągnięcia ustawowego minimum. Takie obawy ma Związek Pracodawców Branży Elektroodpadów Elektro-Odzysk.
Jeżeli producenci i importerzy nowych urządzeń nie zbiorą wymaganego minimum odpadów ze sprzętów, jakie wprowadzili na rynek, obciążą ich opłaty produktowe (to rodzaj kar za niewykonany obowiązek). Zebrane w tym roku elektrośmieci powinny stanowić 40 proc. tego, co średnio wprowadza się na rynek w postaci nowych sprzętów (do tej pory poziom zbiórki wynosił 35 proc.).
ZPBE Elektro-Odzysk szacuje, że w związku z nowymi uregulowaniami zbiórką powinno zostać objętych 250 tys. ton elektroodpadów, czyli o 70 tys. ton więcej niż w roku ubiegłym. Jeżeli dotychczasowe tempo zbiórki utrzyma się do końca roku, w systemie zabraknie ok. 30 tys. ton legalnie zebranego zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego. To oznacza, że za każdą tonę niezrealizowanego obowiązku wprowadzający sprzęt zapłaci 1800 zł opłaty produktowej. Przy 30 tys. ton przedsiębiorców będzie to łącznie kosztowało 54 mln zł.