Reklama

„Produkt sojowy” zamiast kotleta? Eksperci: UE bierze się za rynek zamienników mięsa i idzie za daleko

Prawnicy są zdania, że unijny zakaz używania „mięsnych” nazw dla określenia roślinnych alternatyw, np. parówek, burgerów i kotletów z soi czy boczniaków, to o jeden krok za daleko. Sama branża odpiera zarzuty, jakoby obecne etykiety wprowadzały konsumentów w błąd.

Publikacja: 10.10.2025 04:56

„Produkt sojowy” zamiast kotleta? Eksperci: UE bierze się za rynek zamienników mięsa i idzie za daleko

Foto: Adobe Stock

– Warto pamiętać, że zakaz używania „mięsnych” nazw dla produktów roślinnych, takich jak „parówki”, „kiełbaski” czy „steki” nie wchodzi jeszcze w życie. Na razie poparł go Parlament Europejski, ale musi on przejść jeszcze całą procedurę legislacyjną – komentuje dr Agnieszka Szymecka-Wesołowska, wspólniczka i współzałożycielka Centrum Prawa Żywnościowego i Produktowego. Ekspertka podkreśla jednak: – Ale jeśli się tak stanie, to w kwestii nazewnictwa czeka nas prawdziwa rewolucja.

Parlament Europejski za zakazem używania „mięsnych” nazw dla wegańskich i wegetariańskich odpowiedników. Badania potwierdzają, że konsumenci wiedzą, co wybierają? 

Poprawkę do unijnego rozporządzenia (nr 1308/2013), zakładającą, że określenia takie jak „stek”, „kotlet” czy „kiełbasa” zarezerwowane będą tylko dla produktów zawierających mięso, w PE przeforsowano w środę. Jeśli zmiana wejdzie w życie, nie będą mogli więc posługiwać się nimi producenci roślinnych alternatyw czy produktów pochodzących z kultur komórkowych.

– Mimo iż głosujący posłowie byli bardzo podzieleni, również tym razem wygrały interesy rolnicze – komentuje z kolei Grażyna Osęka, wspólniczka i doradca ds. prawa żywnościowego w spółce doradczej Foodie. Jednak i ona zaznacza, że droga do przyjęcia ostatecznego aktu prawnego, wprowadzającego zmiany, jest jeszcze daleka.

Jak tłumaczy zaś dr Szymecka-Wesołowska, jeśli zakaz wejdzie w życie, na tyłach opakowań wciąż zamieszczane będą opisowe nazwy produktów – informacje o tym, czym są, w jaki sposób je spożywać, z czego się składają. – „Wojna” toczy się tylko o nazwy handlowe. Jednak dotychczasowe badania pokazują, że konsumenci nie czują się wprowadzani w błąd przez ich stosowanie – podkreśla ekspertka.

Tę diagnozę potwierdza wspólniczka Foodie. – Badania pokazują, że świadomość konsumentów, decydujących się na zakup roślinnych alternatyw mięsa, jest bardzo wysoka. Poza tym produkty pochodzenia zwierzęcego zwykle prezentowane są w sklepach na oddzielnych półkach, czasami opatrzonych dodatkowymi oznaczeniami, więc naprawdę trudno o pomyłkę przy wyborze towarów – komentuje Grażyna Osęka.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Już nie będzie "wegańskich burgerów"? Nazwy stek i kotlet tylko dla mięsa

„Kotlety” sojowe i „parówki” z boczniaka podzielą los „mleka” roślinnego? Przeforsowane rozporządzenie pierwotnie miało łagodniejszą formę 

Dr Szymecka-Wesołowska przypomina, że do tej pory państwa członkowskie UE – zobowiązane oczywiście do tego, żeby nie wprowadzać konsumentów w błąd – w kwestii narzucania ograniczeń w stosowaniu „mięsnych” nazw miały wolną rękę. Niektóre więc podchodziły do sprawy bardziej, inne mniej radykalnie. TSUE wydał zresztą wyrok w sprawie Francji (C-438/23), w którym potwierdził, że unijne regulacje chronią nas wystarczająco dobrze. – Dlatego ostatnia decyzja PE idzie trochę w przeciwnym kierunku i stanowi próbę wprowadzenia ujednolicenia przepisów na poziomie unijnym. Jeśli wejdą one w życie, będą miały pierwszeństwo nad krajowymi regulacjami, a w państwach członkowskich skończy się dowolność w tej kwestii – unaocznia ekspertka.

Jakie więc zmiany czekają branżę, jeśli zakaz stanie się faktem?

Dr Szymecka-Wesołowska przewiduje, że podobne do tych, które trzeba było prowadzić po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej ws. Tofu Town (C-422/16). Wówczas na celownik wzięto roślinne napoje, które „udawały” mleko. – Trybunał potwierdził wtedy wyraźnie zakaz stosowania określenia „mleko” w nazwach produktów roślinnych. Z półek zniknęły więc „mleka owsiane” i „mleka sojowe”, a zastąpiły je „napoje” – przypomina ekspertka.

I precyzuje, że przegłosowana w środę „mięsna” poprawka – przyjęta w tym samym, kluczowym, rozporządzeniu – zakłada wprowadzenie dokładnie tych samych restrykcji, tylko na innym polu. – Rozporządzenie to dziś reguluje nazwy, takie jak „ser”, „śmietana” czy „jogurt” – zastrzegając je wyłącznie dla produktów mleczarskich– a po przyjęciu nowych przepisów, będzie także regulowało nazwy takie jak „stek”, „kotlet”, „kiełbasa” czy „burger”, które zastrzeżone zostaną tylko dla produktów odzwierzęcych – komentuje specjalistka.

Ekspertka ds. prawa żywnościowego: pierwotnie planowano jedynie zakaz posługiwania się nazwami sugerującymi, że produkt przypomina konkretny gatunek mięsa

Grażyna Osęka zauważa, że projekt rozporządzenia, który po poprawkach PE zakazuje stosowania „mięsnego nazewnictwa” dla wyrobów niezawierających jadalnych części zwierząt, na etapie przygotowywania pierwotnego tekstu, przedstawionego przez Komisję Europejską, był znacznie bardziej liberalny.

Reklama
Reklama

– Zakazywał jedynie posługiwania się nazwami sugerującymi, że produkt roślinny przypomina konkretny gatunek mięsa, np. drób czy wołowinę oraz odnoszenia się do określonych części zwierząt, takich jak „skrzydełka”, „udziec” itp. – tłumaczy ekspertka. – Nie ograniczał natomiast stosowania nazw produktów przetworzonych, takich jak „kiełbasa” czy „sznycel”, dlatego uważam, że zmiany wprowadzone przez PE to o jeden krok za daleko – precyzuje.

Czytaj więcej

Znów głośno o diecie planetarnej. Eksperci ostrzegają przed dezinformacją

Branża produktów roślinnych: nie wprowadzamy konsumentów w błąd, tylko ułatwiamy im wybór 

Do decyzji PE krytycznie odnosi się też sama zainteresowana branża. – Z perspektywy producenta żywności roślinnej uważamy, że zakaz stosowania nazw takich jak „kiełbasa” czy „stek” w odniesieniu do produktów roślinnych jest krokiem wstecz – komentuje Bartosz Janicki, marketing manager w spółce Primavika. – Tego typu określenia nie mają na celu wprowadzenia konsumentów w błąd, lecz jedynie ułatwiają im wybór – pozwalają intuicyjnie rozpoznać smak, formę i sposób użycia produktu – uważa.

Zdaniem przedstawiciela firmy, odbieranie branży możliwości komunikowania się z konsumentem zrozumiałym językiem „może ograniczyć innowacje i utrudnić dostęp do bardziej zrównoważonych alternatyw”. – Zamiast wprowadzać zakazy, warto wspierać transparentność i edukację konsumentów – to przynosi korzyść zarówno producentom, jak i całemu rynkowi żywności – podsumowuje.

Czytaj więcej

Naukowcy wzywają, by jeść o połowę mniej mięsa. „Mamy kryzys planetarny”

Współzałożyciel marki Bezmięsny: wierzę, że zwycięży rozsądek i zrozumienie, że przyszłość żywności nie zależy od nazw

Obawy branży potwierdza też Rafał Czech, założyciel i współwłaściciel marki Bezmięsny. – Od dawna podkreślam, że takie określenia nie mają na celu wprowadzania kogokolwiek w błąd, a jedynie pomagają konsumentom zrozumieć formę, smak i zastosowanie produktu – tłumaczy praktykę posługiwania się „mięsnymi” nazwami. – Konsumenci nie są zdezorientowani: wiedzą, że roślinna kiełbaska to alternatywa, nie mięso. Odbieranie nam tego sposobu komunikacji jest krokiem wstecz, który utrudnia rozwój zrównoważonych źródeł białka w Europie – potwierdza.

Reklama
Reklama

Również on jest zdania, że zamiast skupiać się na kwestiach nazewnictwa, trzeba wspierać innowacje i transformację żywieniową. – Wierzę, że w dalszych etapach procesu legislacyjnego zwycięży rozsądek i zrozumienie, że przyszłość żywności nie zależy od nazw, tylko od odwagi, by ją zmieniać. A ta przyszłość, niezależnie od decyzji, i tak będzie roślinna, o czym jestem głęboko przekonany – konkluduje założyciel Bezmięsnego.

– Warto pamiętać, że zakaz używania „mięsnych” nazw dla produktów roślinnych, takich jak „parówki”, „kiełbaski” czy „steki” nie wchodzi jeszcze w życie. Na razie poparł go Parlament Europejski, ale musi on przejść jeszcze całą procedurę legislacyjną – komentuje dr Agnieszka Szymecka-Wesołowska, wspólniczka i współzałożycielka Centrum Prawa Żywnościowego i Produktowego. Ekspertka podkreśla jednak: – Ale jeśli się tak stanie, to w kwestii nazewnictwa czeka nas prawdziwa rewolucja.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Lex Markiewicz, czyli teraz k… my
Prawo drogowe
Nadchodzą kolejne podwyżki dla kierowców. Opłata wzrośnie aż trzykrotnie
Nieruchomości
Sąd Najwyższy powiedział, co trzeba zrobić, żeby zasiedzieć działkę sąsiada
Cudzoziemcy
Czy Ukraińcy w Polsce leczą się kosztem Polaków? Zaskakujące dane ZUS i NFZ
Prawo w Polsce
Zapadł przełomowy wyrok dla pacjentów. Chodzi o rejestrację do lekarza POZ
Reklama
Reklama