O ile plaga pijanych kierowców na drogach nieco zelżała, to nasila się inne zagrożenie: prowadzący po narkotykach. Takich osób przybywa – twierdzą policjanci, jak i eksperci spoza tej służby. Ich zdaniem kontrole na obecność środków odurzających powinny stać się normą, na wzór badań alkomatem.
Od amfetaminy po marihuanę
W Zielonej Górze dwa dni temu 19-latek potrącił przechodzącą po pasach kobietę i zaczął uciekać. Był pod wpływem marihuany i amfetaminy. Do tragedii doszło też w zeszłym tygodniu w Kozach na Śląsku, gdzie 20-latka rozpędzonym samochodem zabiła na pasach dwóch chłopców. 11-latek zginął na miejscu, jego rok młodszy kolega w szpitalu. Kobieta jechała za szybko i po amfetaminie. Przyznała się śledczym, że wzięła narkotyk, choć bagatelizując jego wpływ, twierdziła, że oślepiło ją słońce.
– Problem jest poważny, ale mało dostrzegany. Tymczasem zjawisko jazdy po narkotykach się nasila – mówi „Rz" Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. – Młodzi ludzie chociażby na dyskotekach rezygnują z alkoholu, ale by dobrze się bawić, zażywają narkotyki, a później siadają za kierownicę.
Narkotyki upośledzają reakcje kierowcy i są groźne zwłaszcza kilka godzin po zażyciu. Prowadzący pod ich wpływem to – jak wynika z policyjnych kronik – zwykle ludzie młodzi, od 18–25 lat.
– Zatrzymujemy osoby różnych zawodów i z różnych środowisk. Także kierowców zawodowych, którzy chcąc pokonać zmęczenie, stymulowali się amfetaminą – mówi „Rz" Sławomir Konieczny, rzecznik KW Policji w Gorzowie Wlkp.