Na polskich ulicach pojawiły się czarno-białe plakaty z człowiekiem pchającym pod górę czerwoną kulę z napisem SYF. To jeden z elementów kampanii NSZZ „Solidarność" przeciwko tzw. umowom śmieciowym – wynika z informacji „Rz". – Wszystko okaże się w przyszłym tygodniu – mówi tajemniczo Marek Lewandowski, rzecznik „S".
W poniedziałek związek rusza z kampanią skierowaną przeciwko patologiom na rynku pracy. Tego dnia zostanie zaprezentowany spot, w którym związkowcy będą przekonywali Polaków, że jeśli zamiast na klasyczną umowę są zatrudniani na cywilnych kontraktach, mogą łatwo stracić pracę, nie mają prawa do urlopów wypoczynkowych, a po zakończeniu umowy nie otrzymują świadectw pracy i nie mogą swojego zatrudnienia udokumentować. – To tak, jakby całe życie zaczynali wszystko od początku – mówi Lewandowski. Stąd właśnie symbolem kampanii jest Syzyf. Spoty „S" będzie można zobaczyć w kinach, telewizji i Internecie.
Związkowcy m.in. na użytek tej kampanii wyliczają, że na tzw. śmieciówkach pracuje około 4 mln osób.
Sęk w tym, że te dane są zawyżone. Problem istnieje, ale nie w takiej skali, jak głosi to „Solidarność". Związek do osób pracujących na śmieciówkach zalicza wszystkich, których może. Nie tylko osoby pracujące na umowach-zleceniach i o dzieło, ale także samozatrudnionych czy pracujących na umowach na czas określony. A te dwie ostatnie formy aktywności dają i ubezpieczenie i uprawnienia wynikające z opłacania składek.
– Wbrew powszechnemu przekonaniu więcej młodych pracuje na umowę o pracę na czas określony, a nie na podstawie umów cywilnoprawnych, zwanych pogardliwie śmieciowymi – mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku. Ekonomista powołuje się na wyniki „Diagnozy społecznej 2011", z której wynika, że co trzeci mężczyzna i prawie co piąta kobieta poniżej 25. roku życia ma stałą umowę o pracę. Czasową – 40 proc. mężczyzn i co druga kobieta.