Grzegorz Zażdżyk i Jeremiasz Aftyka wyczekują końca zimy. – Jak skończy padać śnieg, chcemy na próbę w ciągu dwóch dni przejść 40 kilometrów – opowiada Jeremiasz.
To część przygotowań do 400-kilometrowej wyprawy przez pół Polski, którą planują zacząć w maju. Ruszą z Sochaczewa, by skończyć w Gdyni.
Ich wyprawie przyświeca zacny cel: zebrać pieniądze na rehabilitację czteroletniego Jakuba Sajdaka. Chłopiec urodził się z poważną wadą serca. Ma sparaliżowaną lewą rękę i nie całkiem sprawne nogi. – Braliśmy udział w kilku koncertach charytatywnych dla Kuby. Potem wpadłem na pomysł marszu na szczudłach – mówi Jeremiasz Aftyka.
Podczas wyprawy szczudlarze sami będą zbierać pieniądze, a także promować konto, na które można je wpłacać. Chcą zebrać 50 tys. zł, co wystarczy na dziesięć turnusów rehabilitacyjnych dla chłopca.
Mama Kuby, pani Agnieszka: – To niesamowite, na co się zdecydowali. Oby się udało.
Jednak doświadczenia innych nie zawsze są obiecujące. Paweł Kinsner, architekt z Warszawy, który zimą przeszedł 500 km wzdłuż wybrzeża Bałtyku, chciał zbierać pieniądze na karmę dla psów ze schroniska w Korabiewicach koło Skierniewic.
Kinsner w październiku 2012 r. po raz pierwszy odwiedził schronisko, które prowadzi fundacja Viva! – Mieliśmy czyścić budy. Gdy zobaczyłem, w jakich warunkach żyją zwierzęta, postanowiłem im bardziej pomóc – opowiada. Przemarsz zaczął w Świnoujściu, a skończył w Piaskach, 4 km przed rosyjską granicą. Przed wyjściem trenował dwa miesiące, ale i tak po czterech dniach dopadł go kryzys. – Myślałem, że nie wstanę, ale przełamałem się i dalej poszło – wspomina.
Szedł przez 18 dni. Nocował w kwaterach prywatnych i u znajomych. Co mu się najbardziej podobało podczas wyprawy? – Pustki nad morzem – mówi. Czy bał się iść w samotności? – Nie. Bardziej bałbym się latem, gdy nad morzem jest pełno turystów – opowiada.