Oczyszczony z zarzutów w sprawie zabójstwa gen. Papały Andrzej Z., ps. Słowik, dawny boss gangu pruszkowskiego, po 12 latach spędzonych za kratami wyszedł w tym tygodniu z więzienia. Na wolności czekało go spotkanie z 13-letnim synem, ale już nie z jego matką. Była żona „Słowika" sama siedzi bowiem w areszcie.
Monikę Z. „Słowik" poznał w latach swej gangsterskiej świetności. Była sekretarką u przedsiębiorcy, który uchodził za kasjera grupy pruszkowskiej, pod koniec lat 90. najpotężniejszego gangu w Polsce, którego macki obejmowały cały kraj. Handel i produkcja narkotyków, ściąganie haraczy, zyski z agencji towarzyskich – takie były główne źródła dochodów grupy.
Ślub Andrzeja i Moniki odbył się z pompą, cywilny w Las Vegas, kościelny w Jerozolimie. Tabloidy obiegły zdjęcia „Słowika", który w luksusowym apartamencie pławi się w wannie z kieliszkiem szampana.
Kłopoty bossa i jego kompanów zaczęły się w 2000 r., gdy tajemnice gangu zdradził najsłynniejszy świadek koronny Jarosław Z., ps. Masa. Wielkiej obławy Słowik jednak uniknął. Uciekł do Hiszpanii, ale po roku poszukiwań namierzyła go tam „Enigma", specjalna grupa stworzona przez ówczesnego szefa biura ds. przestępczości zorganizowanej policji gen. Adama Rapackiego.
– Zdradziły go telefony do żony. Dzwonił z kilku aparatów, ale urządzenia podsłuchowe tak zaprogramowano, że wyławiały głos „Słowika" – wspomina jeden z policjantów.