W Bukareszcie mieszka ok. 10 tys. muzułmanów, którzy niedługo będą mieli własny meczet. Kosztem wielu milionów euro wybuduje go państwo tureckie. Ma z czego. Diynaet, czyli turecki urząd ds. religii, ma 2,6 mld dol. rocznego budżetu. Utrzymuje ponad 80 tys. meczetów w Turcji, państwie sekularnym, oraz tysiące za granicami kraju, głównie w Niemczech.
Meczet w Bukareszcie dołączy wkrótce do tego grona. Tak jak meczet w Tiranie, który pomieści ponad 4 tys. wyznawców islamu. Za pieniądze tureckich podatników powstają islamskie świątynie w USA, Rosji, Kirgizji, na Filipinach, w Wielkiej Brytanii, Autonomii Palestyńskiej i Somalii. Prezydent Recep Tayyip Erdogan proponował nawet w czasie swej wizyty na Kubie zbudowanie meczetu w Hawanie.
W sumie Ankara finansuje 18 tego rodzaju przedsięwzięć. Są to nie tylko meczety, ale i swego rodzaju centra islamskiej kultury mocno zabarwione tureckością, nie mówiąc już o szkołach kształcących imamów.
– Jest to swego rodzaju dyplomacja kulturowa w wydaniu tureckim – tłumaczy „Rz" Raluca Raducanu, szefowa rumuńskiego Centrum Badań Wschodnich. Jej zdaniem meczet w centrum Bukaresztu nie jest złym pomysłem, gdyż umożliwia poddanie określonej kontroli rozwijającego się środowiska muzułmańskiego, zwłaszcza w chwili, gdy Europę zalewa fala imigrantów, wyznawców islamu.
Cała sprawa wywołuje jednak w Bukareszcie sporo kontrowersji. Były prezydent Traian Basescu głosi, że meczet stanie się centrum przyciągającym islamskich ekstremistów oraz aktywistów ruchów antyislamskich, którzy będą tam organizować demonstracje.