Już same nazwy zapowiadają niecodzienne atrakcje: Bazuka, Lampa Aladyna, Diabolo czy Mefisto. Dostępne są też m.in. Wulkan, Gwiezdny Deszcz, Srebrny Strzał, a nawet Eros.
W sylwestrową noc w Polsce odpala się ok. 5 tysięcy ton fajerwerków. – Największym powodzeniem cieszą się wyrzutnie, które przez kilkadziesiąt sekund wysyłają w przestrzeń różnokolorowe ognie – mówi Paulina Ofiara z hurtowni w Kolbuszowej. – Klienci chcą, by latały wysoko, a my oferujemy takie osiągające pułap nawet 80 metrów.
[srodtytul]Zimne ognie PRL[/srodtytul]
Za Gierka szczytem szyku były zimne ognie. Zapalano je czasem na prywatkach czy urodzinach, ale najczęściej płonęły w sylwestrowy wieczór. Cienki drucik zaginano zwykle na końcu, by zawiesić na żyrandolu niepozorną szarą laseczkę, która po podpaleniu sypała białymi iskrami. Zimne ognie szybko stały się tradycyjnym elementem zabaw kończących rok, niemal tak popularnym jak „radziecki szampan”, czyli podłe białe wino musujące zastępujące w krajach komunistycznych szlachetny francuski trunek.
Polacy, którzy w latach 70. masowo przeprowadzali się z kamienic bez wygód do bloków i wieżowców, często wyrzucali zapalone zimne ognie z okien na wyższych piętrach. W zależności od składu chemicznego paliły się 30 do 40 sekund i dogasały na ziemi.